Z nieba napierdala, pod nos podjeżdża smród Jak chcesz sobie pogadać z kimś, to sam do siebie mów Traktuję to jak wenę, inni jako schizofrenię, ale Na całe szczęście, panuję nad tym jeszcze Godzina po godzinie, a potem dzień za dniem Coraz mniej mam i coraz mniej chcę Jedzenie jak gówno, ogólnie do niczego Pod wypływem Stanisławskiego Chodzę se po szosie, z rowu wybieram butelki Uśmiech mnie ozdabia, bo znajduję nowe dźwięki A, że nie mam za co żyć, kogo kochać, po co pić To pod wpływem Stanisławskiego Godzina po godzinie, a potem dzień za dniem Coraz mniеj mam i coraz mniej chcę Pod wpływem Stanisławskiego Atakuję bеzdomnego
Jak mam napisać o tym, że pisać nie mogę? Serce złamane, krwi nie przetacza wcale Gnije mi prawa noga, w lewej nie czuję nic Po co mi nogi, skoro nie mam dokąd iść? A nie mam dokąd iść, a nie mam dokąd iść
Do dzisiaj szukam celu, walczę, kontempluję Bo mimo szczerych chęci nieistotny się czuję Nie chcę narzekać i nie chcę się użalać W ogóle nie chce mi się kurwa z nikim gadać
W żołądku zamiast treści - mdłości i boleści Sarkazmem bez litości twierdzę mogło by tak częściej być Zaczekam chwilę i na ile będę w stanie to Tanie alkohole spożyję na śniadanie Godzina po godzinie, a potem dzień za dniem Coraz mniej mam i coraz mniej chcę Takie życie to gówno! Wszystko przez Nietzschego Pod wpływem Stanisławskiego Nie wybaczam sobie błędów, nie wygaduję bzdur Biję się z myślami, by dotrzeć do tych słów Na własne życzenie z pomocą Stanisławskiego Atakuję bezdomnego, biorę rozwód z piciem Wszystko po to, by znów kurwa cieszyć się życiem Dostrzegam mały problem, w istocie zasadniczy Rozwód z piciem wziąłem po to, by coś grubszego zaliczyćTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.