Brzozy moje spłakane jak wierzby Blade trawy, przywiędłe sitowie Smętne błota, łkające kamienie Mojej śmierci milczący świadkowie
Jak do Boga ślę do was błaganie Nic nie mówcie ni deszczom, ni wichrom Nie śpiewajcie mi smutnej modlitwy I nie wznoście lamentu nad Wisłą
Nie współczujcie mi, liście jesienne Opadałem jak wy tu, na ziemię Trochę sznur mnie uwierał na rękach I ten łańcuch na szyi z kamieniem
O torturach, o bólu - ni słowa O mym niebie śpiewajcie, nie piekle Pragnę nerwów matczynych oszczędzić Jeszcze z żalu jej serce by pękło
Niech śmierć moja wypręży ramiona Ponad światem jak ptak niech się wzbije Bracia moi, nie traćcie nadziei Moją krwią nakarmiona ożyje
Choć wydali już na nią wyroki Choć ją chcieli jak mnie spętać sznurem Umęczona wymknęła się zwinnie I nie dała się stawić pod murem
Ona z wiarą i męstwem Narodu Ster ujmując jak kwiat w swoje dłonie Wyprowadzi Ojczyznę z zamętu Bohaterką zostanie na koniec
Gdy po latach nad moją mogiłą Ktoś zatrzyma się z krótkim pacierzem Może wtedy zaszlocham jak dziecko Może wtedy w cichości się zwierzę
I nie żale wyleję ni gniewy A na cichy zdobędę się lament Za tych wszystkich, co krwią dla Ojczyzny Napisali za wczesny testamentTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.