Opowiem wam dzisiaj o psie Andrzeju Co się raz pewien nawpieprzał szaleju Styl umierania on cenił wysoko Przez to nie dostał nigdy kapslem w oko
Palił on już wiele marihuany Za inne środki również był besztany Nie był on jednak głupkiem całkowitym W książce wyszukał szalej jadowity
Chciał on porzuć słodkiego korzenia Co prowadzi do szybkiego omdlenia Do drgawek prowadzi nawet gram mały A co dopiero, gdy zjesz szalej cały
Prostą drogą poszedł do aptekarza Złowieszcza formuła go nie przeraża Mimo wszystkich zalet nie gwarantuję Iż Pan po zażyciu nie wykituje
Jak wynika z poważnego ekslibrisu Mógł się bohater najeść jagód cisu Albo tojad dodać do jadłospisu Gdyż na konwalie to nie ma przepisu
Choć tak dużo żyje na polu stworzeń Andrzej zjadł trujący szaleju korzeń Już uwiędła pełna od warzyw grządka Gdy mu robili płukanie żołądka
Przeżył pies Andrzej jakimś dziwnym trafem Ale z pitbulla zrobił się amstaffem Słuchaj więc pieśni panie dobrodzieju I za nic w świecie nie wpieprzaj szaleju Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|