Chyba umieram od środka, gasnę jak świeca, bo obiecał mi ten świat mniej, niż niosę na plecach. Gdzieś na marginesach kartek życia stawiam inicjały, by nie pozostały po mnie tylko banały. Ten list, w nim cały smutek zawarty we mnie, idzie noc, jest co raz ciemniej i coraz mnie mniej i wszystko blednie, jednak wewnątrz czuję, że kiedyś przyjdziesz do mnie, bo to rozumiesz.
Nawet jeśli zepsuję wszystko inne jak zwykle, to jak tylko przyjdziesz, ten cały ból zniknie i w tym labiryncie znajdę nitkę i pójdę wzdłuż niej, by ujrzeć światło i Twój uśmiech. Myślę, że to słuszne, by po prostu odejść (stąd), zabić egoizm i nie znaleźć go w sobie i rozpalać ten ogień, idąc pod prąd w tłumie, kiedyś do mnie dołączysz, bo to rozumiesz.
I wiem, że muszę unieść, by słuchać tej melodii, krzyku samotnych serc, rzuconych na chodnik. Byłem taki głodny uniesień, doznań, uczuć, że dziś ktoś moje serce musi podnosić z bruku. Mówią: pokutuj, gdy nienawiść odżyła, z liną na krtani lub żyletką na żyłach. Życie to chwila, więc biegniemy ku niej, a ty znajdziesz mnie w tym biegu, bo to rozumiesz.
A wokół deszczu strumień zwiastuje jesień, leżą z cichą wiarą, że ktoś je podniesie, a wokół zimny wiatr unosi liście, leżą, tętniąc bezsilnością istnień, a wokół zimny bruk staje się domem, leżą, obumierają, to nieuniknione. Dla mnie przyjdzie moment, gdy krew zapulsuje, ogrzejesz me serce w dłoniach, bo to rozumiesz.
[Zwrotka 2: Bonson] Zachłysnąłem się tym życiem, teraz weź mi powiedz: "głupi typ!" Bo ile jest na scenie, żeby mówić, że się znudził tym Nie jestem męczennikiem, nie po to, żeby pluć mi w pysk Do czwartej rano piszę, później czytam, no i znów mi wstyd Zraniłem kilka dobrych kobiet, nagle budzą ze snu W oczach gniew, w plecach nóż, krew na ręku I nie umiem ich przeprosić, jestem tchórzem, teraz wiesz już I co? Dalej dasz mi mieszkać w sercu? Wróciłem skąd przyszedłem, się przyzwyczaiłem żyć w tym Chcę znów mieć czystą kartę, zapisywać brudne myśli Straciłem dużo czasu, chciałem być na ustach wszystkich Tak bardzo bałem się być zwykły Wczoraj żegnałem Szczecin, biorę kurs na Wrocław Bo jej wzroku mówiący: "zostań" jest jak szóstka w Totka Gryzę się w język, żeby słów nie rzucać od tak Żebyś nie musiała mówić, że się znów zawiodłaś
bo to rozumiesz.
To kalejdoskop posunięć, szkiełko to uczucie, zbyt wiele tych istotnych, aby pozwolić im uciec. Minuta po minucie ukrywam to wewnątrz na dnie, piszę, bym nie zapomniał, jakie to jest ważne. Tym bardziej, że niekończąca nadzieja na zmiany sprawia, że rozrywam zasklepione rany. Kiedyś zostaniemy sami, cała zawiść wokół runie, a ja będę taki dumny, bo to rozumiesz..Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.