To był dziwny sen, pełen dziwnych scen i ludzi, którzy z ubrań nie odrywali cen Pamiętam, że był dzień, siedziałem w głębi korytarza To jakbym odtwarzał ten z wizyt u lekarza Ktoś się odgrażał, że zaraz rozkurwi salę i też miał metkę z ceną, i ja też taką miałem Inny gryzł palec jakby nie mógł uwierzyć W ogrom tego z czym jego ego miało się zmierzyć Jeszcze inny tu przeżył przemianę w syna Boga i wznosił modły jakby to była Synagoga A wszechobecna trwoga dawała znać o sobie Czułem ją w drżących dłoniach, widziałem ją w oczach kobiet Ktoś puścił plotkę w obieg, że zaraz się rozpocznie Serce zabiło mocniej, gdy otwarto drzwi na oścież i poczułem emocje i przyspieszające tętno Gdy zacząłem rozpoznawać twarze siedzące tu ze mną Niektórym wszystko jedno było, jakby już znali Odpowiedź na to co nas wszystkich czeka tam na sali Niektórzy dopisali sobie kilka zer na cenach A mnie tu stres pożerał, gdy patrzyłem na ten teatr Lecz zamilkła scena, gdy wydano komunikat O tym, by wchodzić do środka, gdy nazwisko twe wyczyta Głos z głośnika, i nie pytał o nikt nic, i wszedł pierwszy Znałem go z widzenia, szanowałem jego wersy Stres targał moje nerwy, myślałem, że nie wyrobię Gdy padł strzał i usłyszałem jak ciało pada na podłogę I tak co osobę strzał, nikt nie wracał zza drzwi Aż przyszła moja kolej, więc wszedłem tam i...
To był pokój a w nim lista, na niej nasze nazwiska Wzywała nas komisja, aby przyjrzeć się nam z bliska Za pociągnięciem cyngla oni obiecywali skarb I wchodził artysta, i padał wystrzał x2
Poprosili żebym usiadł i podał im swoją wartość Abym zerwał metkę z ceną, po czym odczytał zawartość Powiedziałem "nie warto", czułem, że coś jest nie tak Bo słyszałem tyle strzałów, ale nie było tam ciał Pytałem czemu ja i o to co się ze mną stanie Mówili bym się nie martwił, odpowiadał na pytanie A ja czułem kołatanie serca, odczytując cyfry Jakby z kodu kreskowego moich snów i moich myśli Spytali czy chcę, by się ziścił mój sen O paśmie korzyści, ambicji i scen Tego świata i dzieł, które mógłbym przeplatać Tu w każdy dzień i latać, wciąż latać I z niebem się bratać, odwiedzając gwiazdy I mieć wszystkie skarby, klejnoty, złote karty Wszystko czego chce każdy, wszystko w jedną sekundę Wszystko to mogę mieć, ale pod jednym warunkiem I podeszli ku mnie, kładąc przede mną pistolet Tłumacząc, że stoję w tym momencie przed wyborem I to którym pójdę torem jest istotą tej wizyty Odepchnąłem więc rękojeść, nie ufając obietnicy A oni stali jak wryci, a ja widziałem wyraźnie że strzelając zabijam nie siebie a wyobraźnię Krzyczałem, że nie dam jej, bo bez niej nie ma mnie Wyszedłem, trzasnąłem drzwiami, obudziłem sięTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.