A może już nie ma powrotów? Jest tylko smutek poety Co był gotowy do lotu, a teraz tu siedzi jak kretyn I pisze na piasku wersety, które zabiera mu fala I pyta nieśmiało ziarenek, pod którym się miłość schowała? A czekała na niego sala, w teatrze bycia człowiekiem I znany jest w kuluarach jako ten, co zawsze wie lepiej Dziś rano przyglądał się mewie, po plaży się dziwnie pałętał Dziś musisz popatrzeć na siebie, publiko co przyszłaś na spektakl Pustoszeją już miejsca i trochę nie jest już smutno Artysta na dłużej utknął z szaloną rozwódką wódką I mało kto już pamięta artystę co zgubił swój morał A może zwątpił w swą sztukę? A może to była zła pora? I chyba widziałem go wczoraj, z uśmiechem lecz oczy miał smutne A może to było przedwczoraj, a może widziałem go w lustrze A może spotkamy się wkrótce w twej wyobraźni słuchaczu I może nam będzie do śmiechu, a może nam będzie do płaczu
A może jutro o tej porze pójdziemy nad morze I na piasku zbudujemy dla nas zamek (zamek) I może się otworzę przed tobą i przed tym morzem I znów będziemy tak gadać, aż po ranek (ranek) A może nie pomoże nic i znowu będzie gorzej I zostanę nad tym morzem sam jak palec (palec) I za to, że już nie tworzę winić będę głupie morze I tę głębię z której się nie wydostanę
A może każdy ma plażę, ma swoje zamki na piasku I biegną ślepcy do marzeń, poznając świat po omacku A może ma swych wyznawców, wsłuchanych namiętnie w szum fal I chyba widziałem tamtego poetę, a może to byłem ja sam A może dziś przyjdzie szkwał i zatrze ślady na zawsze A morze wzbudzi swą taflę i artysta co stanie tam na dnie I może tak będzie łatwiej, bo nikt nie czeka już na występ Ostatnie spotkanie z mistrzem nim morze w nim na zawsze wyschnie A może ty kiedyś przyjdziesz, by chwilę odpocząć na plaży W spokoju odetchnąć głęboko, przez moment beztrosko pomarzyć I znajdziesz uśmiech na twarzy jak gdy czuliśmy najmocniej Węzłów, które w nas popękały niech spoi kłódka na moście Bo serca otwarte na oścież, świadomie trzymają rękami Otwartych umysłów emocje, nim przeciąg pierdolnie drzwiami I miną nam bezowocnie kolejne lata w otchłani Półsłówek, półprawd, półobjęć, bo kurwa pół życia za nami
A może jutro o tej porze pójdziemy nad morze I na piasku zbudujemy dla nas zamek (zamek) I może się otworzę przed tobą i przed tym morzem I znów będziemy tak gadać, aż po ranek (ranek) A może nie pomoże nic i znowu będzie gorzej I zostanę nad tym morzem sam jak palec (palec) I za to, że już nie tworzę winić będę głupie morze I tę głębię z której się nie wydostanę
Kiedy spotkasz poetę to pozdrów go szczerze ode mnie Powiedz, że jestem szczęśliwy, że w końcu mam swoje miejsce Może też kiedyś przejdziesz, przez wybór "zostać" czy "odejść" Na plaży znajdziesz odpowiedź w obrazie zaspanych powiek Morze zanuci powieść, o tym, że warto jest czekać I powie o wadach i o zaletach, o łatwych zdradach, o trudnych kobietach I potem odejdzie poeta i coś zaszumi tak mocno I wyleje się w głąb człowieka morze, które zwie się samotnośćTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.