[Quebonafide] Moje emocje to statek widmo Sztuczne źrenice, albo ciemne szkła Otwarte pistacje, zamknięte trumny I parę tych chwil, których brak Mała, znów Cię biorę w cudzysłów Za parę mądrych truizmów Za paru dobrych artystów Pijemy razem Mojito do dna Filozofia mi nic nie dała Socjologia mi nic nie dała Jedyne co wiem o życiu To, że jak już się jebie to zawsze wszystko na raz A ja sobie spokojnie mijam Chajzer woła, że to moja chwila prawdy Kiedy już coś trzymam w garści Wszyscy chcą mi to wyrwać #rugby Nie umiem być taki, jakby tego chcieli Żyć, jakbym miał walczyć o każdy centymetr ziemi A może umiem? przyzwyczaje się Czas to arbiter, który nie gra fair Inwestor, który się bawi przyszłością I ostatecznie zabierze mi całość z nawiązką
[Quebonafide] Ojciec uczył mnie zarabiać, uczuć mama Nie pierdolę się z hajsem I nie płacę za uśmiech z rana Chuj, nie amant Ale chociaż masz pewność mała Że nie uśniesz sama, dziś Czuję się jak pinhead Czas już chyba nie ma mnie gdzie ukłuć Zawsze się odbiję, mam kręgi moralne z kauczuku Ręcę wyblakłe od tuszu Znów, przypominają mi, jak mijamy I w końcu zniknie włoskie jedzenie i słodkie szampany I będę śnił bez snów, jak przed narodzinami Ale jestem na to dobrze przygotowany Robię pachnidło z aromatów chwil W locie staram się złapać meritum I zbieram doświadczenia jak rasowy empiryk
[Bonson] Może chciałbym coś jeszcze od życia Mam dwie ręce, mam serce - oddycham! Umiem pisać, gdzieś na głośnikach Znów mnie słychać, siema, witam Mam gdzie mieszkać, kogo kochać Ktoś mnie kocha - spoko opcja Są tacy, którzy co noc w blokach Jedzą sami kolacje i nie mogą się spotkać Chyba miałem szczęście I może nie doceniam tego co mi dał los Chyba tak jest lepiej Wzloty i upadki przeżywam z nią I kiedy mam dość I wylewam litry potu na kolejnym koncercie Wtedy las rąk pod sceną przypomina mi po co tu jestem Orzeł mi podał rękę Matek mi podał rękę i Rudy tak samo Trafić nie można lepiej I wiem, że dziękuje to jednak za mało Pamiętasz gościa, który nie mógł się pozbierać I darł japę, że umierać chce? Ich już nie ma!
[Bonson] Byłem w miejscach, o których marzyłem A ponoć rap miał się znudzić za chwilę nam Z kimś biłem się i z kimś się napiłem I poznałem tą branżę i wiem co za ile Niby gówniarz, a niezły mam bagaż Grałem w barach i na festiwalach Dla pustych sali i dla tysięcy krajan Gdzie tysiące gardeł robi wielki hałas Przeżyłem to czaisz? Chociaż nie raz się biłem z myślami, bo Przecież kurwa nic z tego nie mamy Poza kacem i zdrowiem od tego zjebanym Wstaje rano i patrze za okno I nie wiem gdzie jestem i czasem mam dość Bo nie czuje się wzorem, idolem, gdy pragniesz nas dotknąć Jebana samotność! Czasem nie chcę odpisać na maile Czasem zdjęcie to dla mnie za wiele Zmęczony, spocony i głodny jak nie wiem Sam chleje pod hotelem Pale szluga, patrze w niebo i pytam I się śmieją ze mnie te demony w myślach Czasem chciałbym coś jeszcze od życia Mam dwie ręce, mam serce - oddycham!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.