Idą w ciemności, zawsze sami Jednakowo uśmiechnięci Oglądają ludzi rękami W innym świecie jakby zaklęci
Czasem martwa cisza przed nimi Rozpościera swe czarne ramiona Ktoś się zbliża krokami drobnymi I ktoś woła, ktoś woła i woła
Kto ich przywiedzie do źródeł najczystszych Gdzie się ptak przegląda i sarna szybkonożna Gdzie się skrzydlą wiatry, cienie ciemnookie Gdzie się czas zanurza rwących chwil potokiem?
Niosą swe twarze kamienne Wargi jak gdyby się śmieją Oczy ich obce, obce, daremne Zasnute senną zawieją
Idą tak, czujni, lecz ufni A przed nimi ciemność skulona Swój łeb opuściła ku ziemi Zasmuciła się noc pochylona
Kto ich przywiedzie do źródeł najczystszych Gdzie się ptak przegląda i sarna szybkonożna Gdzie się skrzydlą wiatry, cienie ciemnookie Gdzie się czas zanurza rwących chwil potokiem?
Idą długim szeregiem Laską wróżą swą przyszłość I wpadając, wpadając na siebie Pozdrawiają się cicho
Idą prawie, prawie weseli A cień dla nich jest echem Tańczą tańcem nadziei Umierają, umierają ze śmiechem
Nikt ich nie przywiedzie do źródeł najczystszych O... nikt ich nie napoi światłem srebrnolistnym Lecz ich porwą wiatry, cienie ciemnookie Czas ich uspokoi rwących chwil potokiem Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|