Pewien człowiek, bardzo ważna figura, dnia pewnego spotkał swego sobowtóra. Tak się przejął, że w odruchu nagłym serca krzyknął: "Łapać! Złodziej, drań! Innowierca!"
"Nie pozwolę by ten typ po ziemi kroczył. Moją twarzą zaglądając ludziom w oczy! Toż to zbrodnia, moi mili, w świetle dnia. Na to żadnej zgody nie wydaję ja."
Człowiek ów choć wcale nie był zły, ni głupi, postanowił sobowtóra ukatrupić. A że miał przy sobie broń, cóż tak chciał traf. Wnet wypalił swą ofiarę, pif i paf!
"Koniec pieśni" - rzekł do siebie po minucie. Kiedy z serca cały gniew zdążył uciec. Lecz chowając broń pod płaszczem, przeląkł się. "O do diabła, coś tu chyba poszło źle."
Tydzień później ksiądz się modlił na pogrzebie za człowieka, co przypadkiem strzelił w siebie. Cóż, pomyłka to w istocie dość ponura. Strzelił w siebie, choć celował w sobowtóra.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.