Wiosna przyszła przeważnie mroźna Wiatr wiał raczej nie do ustania Ona była handlarka obwoźna On sprzedawał pirackie nagrania
Czułam się już jak taśma zdarta Od uczenia tych głupków w szkole Dość już mam Kierkegaarda i Sartre'a Ja państwową posadę chromolę
Zakochałam się jak idiotka Wprost formalnie straciłam głowę Ja trzymałam swój towar na schodkach On rozłożył swe łóżko polowe
Zakochałam się jak idiotka On zakochał się jak idiota Gryzłam Marsa i byłam słodka On na szyi miał kilo złota
Teraz słonko nam zaświeci Będziemy mieć forsy jak śmieci Jak się podstawi, to naleci I będziemy mieć tłuste dzieci
Będziemy mieć kupę szmalu W życiu sobie każdy kowalem Złapię wszystko, co podleci Zgarniem cały szmal, jak leci
Będziemy mieć fury kurzu I w ogóle wszystkiego dużo
Minął czerwiec, lipiec upalny Już rządziliśmy razem ulicą Aż tu nadszedł ten dzień fatalny Obok tamta stanęła z pizzą
On był odtąd przeważnie bania O mnie przestał czynić starania Ja czekałam jego wyznania A on tylko z kasety - niestety
Przyszła jesień - czas opadania Jemu miłość przeszła od stania Wiatr i deszcz chłostały ulicę On napalił się na tę pizzę
Coraz dalej stawał od mych schodów Łóżko bliżej rozkładał hot dogów I zostawił mnie tak na ulicy A sam odszedł z łóżkiem do tej pizzy
Jej pirackie puszcza nagrania A ja chrypię jak taśma zdarta Nogi cierpną od zimna i stania Lecz chromolę już uczyć w szkole Ja Forsytha już wolę niż Sartre'a I handlarką obwoźną być wolę
Jej pirackie puszcza nagrania A ja chrypię jak taśma zdarta...Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.