[Kartky] Znowu nie wiem, co mam napisać Boli mnie cisza, kiedy przeznaczenie znowu ubliża Każdemu z nas, wartemu więcej niż każdy z was Stawiam na szali rap, bo jestem jak nigdy Mogłem to szybciej zrozumieć, noce na darmo, bo poszła z innym I dziś nie zasnę Żyję na oślep i to najgorszy możliwy film Czytanie z ruchu twoich warg nie jest łatwe, jest jak zawsze
[Kartky] To moja wiara w mity i fakty, i wszystko na raz Mam burdel w DNA, jestem sam, piję od rana Kwity i każdy, kurwa, Pan Nikt, a dalej warczy Torby na ośce dawno wyparły nowe kompakty Mam w planach dom z dala od stron smutnej patolki Hotel Mercure? Co, kurwa? (wow) Tak zwane wtorki Każdy to lubi, a mi pierdoli: "jak tam Bukowski?" Nie wiem, poczytałem tylko ze dwie, potem kielonki Trochę się męczę, gdy nie widzę dumy nad sens I wierzę w dobrych wariatów jak w manę, jeśli ją rwiesz Nie lubię podłych chłopaków i zawsze stawiam się nad Bo gubię kontrol po braku wrażeń i smaku zła
[Planet ANM]: Sory, że się nie odzywam i znowu milczę jak w pantomimie. Miało być dobrze między nami, zanim znowu zniknę na tydzień. Wierzyłaś mocniej ode mnie, że tym razem nie pęknę ponownie i że tych cierpień nie będzie, i że nie zatęsknię za ciągiem. Miałem być Radek znów, a nie Planet, tylko tyle... Teraz już sam nie wiem, kurwa, które to imię jest prawdziwe. Miałaś wątpliwości... Jak mogłaś ich nie mieć, skoro sam nie wiem kim jestem i dokąd tak naprawdę idę? Jesteś kulą u nogi uczuć, zostań ze mną na chama, zadrwij, ale zrób coś dla mnie i najpierw nagnij prawa grawitacji. Polećmy gdzieś, co? Spieprzmy stąd w pizdę jak ptaki. Zjedźmy tą windą medium przez grzechy, a potem zaszyjmy się w Skandynawii. Chciałaś przecież, coś mówiłaś, że chcesz odpocząć. Ty, może już pieprzy mi się we łbie i daję upust emocjom. Dziś siedzę nad kartką i czuję jakby te wersy ciekły po ścianach. Powietrze jest takie rzadkie, że znowu zejdzie mi do rana.Nie chcę tych nocy bezsennych chcę żyć znów normalnie i nie chcę znów wpieprzyć się w bajzel nie chcę, nie chcę więcej
[SKOR] Nawet jeśli zepsuję wszystko inne jak zwykle, to jak tylko przyjdziesz, ten cały ból zniknie i w tym labiryncie znajdę nitkę i pójdę wzdłuż niej, by ujrzeć światło i Twój uśmiech. Myślę, że to słuszne, by po prostu odejść (stąd), zabić egoizm i nie znaleźć go w sobie i rozpalać ten ogień, idąc pod prąd w tłumie, kiedyś do mnie dołączysz, bo to rozumiesz
I wiem, że muszę unieść, by słuchać tej melodii, krzyku samotnych serc, rzuconych na chodnik. Byłem taki głodny uniesień, doznań, uczuć, że dziś ktoś moje serce musi podnosić z bruku. Mówią: pokutuj, gdy nienawiść odżyła, z liną na krtani lub żyletką na żyłach. Życie to chwila, więc biegniemy ku niej, a ty znajdziesz mnie w tym biegu, bo to rozumiesz.
A wokół deszczu strumień zwiastuje jesień, leżą z cichą wiarą, że ktoś je podniesie, a wokół zimny wiatr unosi liście, leżą, tętniąc bezsilnością istnień, a wokół zimny bruk staje się domem, leżą, obumierają, to nieuniknione. Dla mnie przyjdzie moment, gdy krew zapulsuje, ogrzejesz me serce w dłoniach, bo to rozumiesz.
[Bonson] Zachłysnąłem się tym życiem, teraz weź mi powiedz: "głupi typ!" Bo ile jest na scenie, żeby mówić, że się znudził tym Nie jestem męczennikiem, nie po to, żeby pluć mi w pysk Do czwartej rano piszę, później czytam, no i znów mi wstyd Zraniłem kilka dobrych kobiet, nagle budzą ze snu W oczach gniew, w plecach nóż, krew na ręku I nie umiem ich przeprosić, jestem tchórzem, teraz wiesz już I co? Dalej dasz mi mieszkać w sercu? Wróciłem skąd przyszedłem, się przyzwyczaiłem żyć w tym Chcę znów mieć czystą kartę, zapisywać brudne myśli Straciłem dużo czasu, chciałem być na ustach wszystkich Tak bardzo bałem się być zwykły Wczoraj żegnałem Szczecin, biorę kurs na Wrocław Bo jej wzroku mówiący: "zostań" jest jak szóstka w Totka Gryzę się w język, żeby słów nie rzucać od tak Żebyś nie musiała mówić, że się znów zawiodłaś
[Planet ANM] Nie chcę tych nocy bezsennych chcę żyć znów normalnie i nie chcę znów wpieprzyć się w bajzel nie chcę, nie chcę więcej
[Filipek] Sny bywają złe, przyznaję Ali tę rację Chociaż swoje zmieniłem w aliteracje Dwa zero piętnaście, veni vidi vici Dziś nawet nie mam czasu tego kontemplować w ciszy Ja muszę biec, Nas Ne Dogonyat Bo nas już nie ma, kończę to co zacząłem Dzisiaj już nie podjadę, pod twoją chatę, bejbe Nieważne ile tankuję, wciąż mam w sobie rezerwę Jebana sinusoida i płyny wyskokowe W tym biegu jak Pistorius, strzelę komuś w głowę Albo sobie, jebać asertywną stronę Już jeden się powiesił, co znał samoobronę Nigdy nie byłem święty, odpierdalałem zawsze Dzisiaj mój spokój prosi o kanonizację Czuję się jak Żeromski, patrząc na tło Dzieci ze szklanych domów mają parcie na szkłoTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.