Edzio Chciałem Twojego szczęścia i Ty widzisz to pewnie Skończę w częściach, myśląc, ze Ty nie widzisz go we mnie Miałem się nie angażować, ale wiecznie to robię Tak jak Gural chciałem dać Ci co najlepsze mam w sobie Może dałem Ci za wiele, cieszyłem się każdą chwila Albo za mocno w to wszedłem, i może to Cie zpeszyło Może to mnie zgubiło, zrobiłem Ci mętlik w głowie Ale nie potrafiłem się oddać temu w połowie I nie żałuje żadnej chwili spędzonej z Tobą Za to żałuję każdej spędzonej bez Ciebie Jesteś gdzieś, ja umieram wiedząc, ze mnie nie ma obok I nie mam pojęcia, czemu to miało taki przebieg Oglądaliśmy horrory, żaden nie był koszmarem Normalnie bym się zesrał, lecz przy Tobie się nie bałem Ale odczuwam horror, dzisiaj, tutaj, teraz Bo nie ma Ciebie obok, i boję się jak cholera!
Pezet Czuję to we krwi, ja i to miasto, żadne z nas nie śpi Nie chodzi mi o to czy się ze mną prześpisz Może też nie możesz zasnąć, proszę cię, uśmiechnij się Może też stajesz do walki, ale upadasz na deski Może czujesz to co ja i za czymś tęsknisz Wszystkie myśli, uczucia, których nie masz gdzie pomieścić I nie możesz znieść ich, masz dosyć substytutów Może możesz iść ze mną za rękę i skończyć na bruku Może możemy być szczęśliwi gdziekolwiek Móc zawsze i wszędzie już polegać na sobie I gdybym nie miał kilku cech o których wiem Pewnie podszedłbym do ciebie w ten smutny szary dzień Czułem, że czujesz to co ja, może się mylę Czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę I w moim innym świecie jesteśmy blisko Ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko
Skor nie słuchaj ich gdy mówią, że gwiazdy nie świecą dla nas że marzenia zgubią nas i nawet miłość można złamać w nocy panorama trwa podróż po mapie nieba mimo że świat chciał nas otruć i pogrzebać posłuchaj jak szumią drzewa, posłuchaj o czym szepczą nim emocje eksplodują w nas po wieczność nie ufaj przepowiedniom pełnym zazdrości jadu bo one chcą nas zepchnąć w ten wątpliwości 'padół'? byśmy ufając stadu pobiegli w obojętność gubiąc co najcenniejsze, w szarości tamując tętno ich zaklęciom nie ufaj, to kłamstwa bruku godzina duchów w świecie pozbawionym uczuć, my zrodzeni z huku namiętności i doznań krzyku pośród pamiętników, wiernych samotników tkwimy kradnąc życiu coś więcej niż tylko oddech nienawidząc ciszy kochamy ją coraz mocniej
Bisz Szukam możliwości ekspresji. Miasto tętni życiem, ale to tylko ruch mięśni. Muszę czuć we krwi puls, a nie siłą inercji Kulić ogon kiedy krzyczą: „Biegnij”. Pieprzyć! Mogę być trupem dla wielu, Nie będę szczurem u celu, nie czuję presji. Chcą mnie umniejszyć, z pogardą wzrok, To nie imadło, to chamstwo i nic ponadto, ziom. Mam metr osiemdziesiąt, możesz przestać mnie mierzyć, Prawda o mnie jest głębiej, leży gdzieś na dnie źrenic. Nie zakładaj, że wiesz lepiej, lepiej załóż akwalung I zanurz się w tym, pomału płyń wciąż na dół, Zaryj w dno, zatoń [?]. Jeśli chcesz poznać całość musisz ją poznać cal po calu. Nie rozdzieram szat jak Reytan, otwieram żebra.
Buka Ostatni promyk nadziej wpadnie przez okno złapię go dla ciebie w niedziele by następnym tygodniom dzielić ich białe pościele wleje by ścielić samotność ukołyszmy ją na niebie księżyc zaczyna swą podróż nigdy już nie pozwól by zabrali Ci tę rozkosz bo mamy to w środku dalej nieme lalki są z wosku choć nie mają głosu to w tej chwili krzyczą Ty nie pozwól by nim przysłonili Twój horyzont nie pozwól by Ci mówili, kiedy masz milknąć i gdzie jest limit sam najlepiej wiesz a my dziś idziemy po wszystko nie pozwól by zgasili w Tobie iskrę aby znaczyli dokąd iść bo sam wybierasz przyszłość nie pozwól by ktokolwiek mówił, że nie jesteś piękna, jeśli to czujesz, obiecuję Ci, że masz to w sercu a srebra sztyletów w podłych w ohydnych rękach są zardzewiałe i nie mogą ranić dusz,Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.