[I.] Tak trudną misją jest człowieku, konsumpcja lustra I nie chodzi tu bynajmniej o to jaki ze mnie pustak Głowa faktycznie pusta, myśli przeżarte wstydem Sam się sobą brzydzę, nawet kiedy jestem widzem Projekcja produkcji na własnych patentach Jak omamieni głupcy, przed własną słabością klęka Pusta morda nadęta, zasłużona męka Stres z dnia na dzień, a w nocy kurwa zwierciadło pęka Każda rysa symbolem tego co zjebałem w życiu Dla siebie gwiazdorem wśród wydumanych celebrytów Stworzonych na potrzeby, wiesz, samozachwytu Czasem to pomaga bardzo, i nie wmawiaj mi tu, że to nie forma obrony Uzbrajanie osłony, kolejny most spalony, we łzach zatopione domy Mieszkania, pokoje, dobroć w stanie comy To jak żywe groby, serce bije, a mózg uśpiony Wyłączony i odcięty, wkręty jak leśne kleszcze, Powiedz ile lat jeszcze, zanim wreszcie się zmienię Kiedy patrzę pod nogi, idę za swoim cieniem Pytasz czy się cenie? Człowieku, wyciągam wnioski W rozmowie szorstki, a gorzki w czynach Tak słabe piąstki, a naiwniak burdę zaczyna Nie bądź żałosny, grozi i wyklina Tylko jak małą wagę ma, wiesz, moja ślina Nie usprawiedliwiam się, szukając usprawiedliwienia Mam samoświadomość kurwa, nie zmienia to niczego Mówię Ci kolego, nie obwiniam tego świata Chciałem iść na łatwiznę to mam, taka zapłata Jak tam wolisz karma, wbijam w nazewnictwo Sram na nomenklatury, jestem glizdą to wszystko Nie zatrzymuj się przy mnie, nie podchodź za blisko Jak wściekłe psisko, najpierw liżę, potem cios, tak wyszło
[Ref. x2] Zapamiętaj ten głos i nie przywiązuj się do brzmienia Bo wiele w życiu zniszczy, pozmienia, namiesza Uciekaj jak najdalej, szybciej niż błyski flesza Szczery? Chyba kpisz, raczej Gabriel Fleszar
I pomóż mi Boże; ukaraj mnie; tak bardzo cię proszę; pokaż że potrafisz zniszczyć mnie
[II.] To jakby lać na świętości i przyjąć sakrament Przeżarty do kości złością, chyba mam talent Do niszczenia moralności, po całości walę Dziwne są te przedsionki, żyły w tak twardej skale Na ogromną skalę zakrojone działania Tu nie chodzi o frustrację, jestem zły kawał drania Za surowo się oceniam? Co Ty masz do gadania? 348 miechów walę sobie w policzek, Jakiekolwiek sukcesy zliczę na palcach jednej ręki Zaczęło się od tego, wiesz, że byłem za miękki Chciałem odreagować, lecz stan okazał się zbyt piękny By rezygnować, gorycz kurwa i jej odmęty I na chuj Ci te smęty? Tłumaczenia próba(?) Manipulację wiesz, może tym razem się uda Ja przerobię tak historię, by naprawdę była gruba Psychoaktywny syf, do szklanki nalana wóda Oponentem lud, a tak bardzo Ci zazdroszczę Codziennie poszczę w chuj, zryty emocjonalnie Wiem, że z boku to brzmi, nad wyraz banalnie, Słyszałem, środki czyszczące są łatwopalne A wszystko powinno mieć swoją logiczną całość Zasłużyłem na karę, a nic jeszcze się nie stało Ej halo, a może to jest moja pokuta? Przecież łatwiej zgnić niż tu żyć z bagażem doświadczeń Od czego zacznę - siedźcie cicho, nie płaczcie Pod czaszką mózg wyje i bacznie obserwuje Ilu zatrułem, wiesz ja dalej truję Szkoda, że ciągle czuję, to ściska gardziel Co dzień pochłania bardziej, i bardziej z każdym dniem Czego chcę wiem: pień, na nim moja głowa Kiedy napniesz mięśnie to zatrzymasz moje słowa Gdy pierdolniesz mnie w kark, zaczniesz życie od nowa
[Ref. x2] Zapamiętaj ten głos i nie przywiązuj się do brzmienia Bo wiele w życiu zniszczy, pozmienia, namiesza Uciekaj jak najdalej, szybciej niż błyski flesza Szczery? Chyba kpisz, raczej Gabriel Fleszar
I pomóż mi Boże, ukaraj mnie tak bardzo cię proszę pokaż że potrafisz ich zniszczyćTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.