Gdy żegnaliśmy Toulon Wiatrem gnani w ciemną noc Siedemnastu młodych chłopców Na ławice płynęło, hen, Zanim w groźne paszcze sztormu, Wepchnął nas złej burzy gniew.
Zniknął szybko stary brzeg, Skrył się w zimnej białej mgle. Zabraliśmy ze sobą parę, Od przyjaciół ciepłych słów. Łzy rozstania, o twarzach pamięć, To wystarczyć nam miało tu.
Nasz kapitan patrzył wciąż, Tam, gdzie skrył się dobry ląd. Gdy swą żonę żegnał, mówił jej: "To tylko długi rejs, Wrócę tu z kolejną wiosną A Ty na mnie czekaj wciąż."
Płynęliśmy długie dni, Poprzez fale, setki mil. Wokół ciągle huk i grzmotów, I złowrogiej burzy gniew. Każdy czuł wokoło niepokój, Jaki niesie ze sobą śmierć.
Kiedy zerwał żagle wiatr, Fale potrzaskały maszt. Nasz kapitan krzyknął: "Chłopcy! Odwagi trzeba i sił. Jeśli okręt nasz jest mocny, To wytrzyma te ciężkie dni."
Lecz pokonał wicher nas, Fale potrzaskały maszt I widziałem gdzieś sternika, Kapitana, druhów mych, Zanim woda wszystko skryła, Grzebiąc w muł i ranny pył.
Znalazł mnie po kilku dniach, Bryg angielski, pośród fal. Płynął prosto z la'Rochelle A zesłał go dobry Bóg. Na rodzinny brzeg powróciłem Do starego portu Toulon.
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|