Gdy nasz statek szedł na dno, Martwił się tym mało kto. Co tam jeden statek mniej, jeden więcej. Zresztą miał opinię złą, przeznaczony był na złom. Już armator go skreślił w swojej księdze,
Gdy wiatr dmuchał, a deszcz siekł, Tak jak sito kadłub ciekł, Trzeszczał każdy dyl w nim, każdy gnat. Krzywy komin sadzą wiał, wodę tak jak gąbka brał Stara łajba, stare pudło, stary grat.
Pływaliśmy tyle lat, Zwiedziliśmy cały świat I trzeba było w końcu zejść z tego statku. Najpierw Danny, potem Jim, a ja zszedłem razem z nim, Dalej Billy no i szyper na ostatku.
Odpływała z nami łódź, Szyper krzyknął wiosła rzuć, Gwizdkiem mu ostatni salut dajmy. Poszedł z wiatrem ostry dźwięk, a ze statku nagle jęk Jęk syreny pełen smutku, pełen żalu.
Nikt nie został przecież tam, On oddaje salut nam, On nas żegna też jak zwyczaj każe. Jeszcze komin w górze tkwi, jeszcze chwila i już znikł I bez statku zostali marynarze.
Słowem się nie ozwał nikt, Mechaniczny może trick, Gdy dociekniesz i tak nic ci nie pomoże. Jak poszliśmy wtedy pić, tak pijemy aż do dziś? Dziwne rzeczy czasem dzieją się w morzu.
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|