Każdej jesieni szukam perspektyw, by coś zmienić. Dla słodyczy bólu tonącego w liści czerwieni. I tak każdej jesieni moje kroki jak stygmaty U parkowej bramy, nie masz pojęcia ile to znaczy. Świat złowrogo patrzy, jakbym nie miała sumienia. Wiem, obiecałam wiele, a zbyt wiele niezbyt trzeźwa. Ale co to zmienia, skoro znowu tutaj stoję, Studiując filozofię swoich jebanych urojeń? Te cholerne paranoje, zbyt duża dawka emocji, Pokój z widokiem znów na bezsenność tej nocy. Uśmiech romantyczności, pewnie znowu wymyślam. Życie niegrzecznym kochankiem zmysłowych wyznań. Łza na policzku wyschła owiana szeptem czasu By w apokalipsie uczuć zjednoczyć nas od razu. Dosyć mam tych krat już, nie będziemy odkupieni. A mieliśmy być wolni, zresztą jak każdej jesieni???.
Każdej jesieni deptam kolory własnych celi, By w zniewoleniu znaczeń znikły z moich źrenic. I tak każdej jesieni szukam w sobie manifestu, Malując serca na zamglonych szybach PKS- ów. Jeśli nie widzisz w tym sensu to ja dam ci dowody, Choćby w postaci tych zdeptanych śladów melancholii. Bo w sercu niemożności i na pograniczu światów Zostałam tylko ja i setka tekstów dla rapu. To jesienne fatum, pieprzyć wszystko albo zostać, Kreując własną postać w spektaklu chorych doznań. Ostatnia prosta, deszcz wersów pada od nowa. Życie chowa to co kocham w zakamarkach zbędnych obaw. Jesień jak choroba, co roku, kurwa, to samo. Znów buduję w sobie jakąś sztuczną dojrzałość. Ta samotność to za mało w świecie pieprzonych cieni. Dlatego czasem zazdroszczę sobie tych jesieni.
Każdej jesieni słucham miasta melodii. Rozbitej o chodnik jak mydlanej banki dotyk. To miasto to narkotyk, co nocą woła na spacer. Pijąc zdrowie panów i lecząc moralne kace.
Miasto żąda wybaczeń, malując w głowie witraże Pieprzonych sytuacji, których życie nie wymaże. Co to za rozwiązanie, gdy los rzuca na mnie winę, Leżącą w parku między butelkami po piwie. Dziś przykryły je liście, więc umywam ręce. A jesienny wiatr szepcze, że przed sobą nie ucieknę. Ma to sens jeszcze, póki mogę wykrzyczeć Tych kilkaset liter na bicie przed głośnikiem. Nie mogę dłużej milczeć, gdy coś pcha mnie w te ulice, W miasto zamkniętych powiek, gdzie już nic nie widzę. Oddam tej liryce parę serc, których już nie znam. Bo zmieniły nas te lata, a może rozmowa jedna. To nie czas pożegnań, choć niewiele mnie tu trzyma, Prócz myśli rozsypanych na utkany z liści dywan. Boże, znów coś zgrywam, szukając lufy w kieszeni. Ale ze mną tak jest zawsze i będzie każdej jesieni???Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.