1. Był piątek wieczorem, stałam sama mokra w deszczu Na osiedlu, tu gdzie sens swój zdeptujesz podeszwą. Miałam browar w ręku, piłam za smutek tego miasta. Tylko skorl mógł to zrozumieć, gdy umierał mi w słuchawkach. Wolałam się wtedy nachlać i wolałam nie być pewna, Że świat mój zbudowany jest na kruchych fundamentach. Jednak wróciłam na deptak, pachniał jak konwalie. Obiecałam sobie wtedy, że napiszę ten kawałek. Więc piszę i myślę, że to i tak jest bezsensu, Że w końcu będzie wstyd mi za prawdę ulaną ze słów. Za koszmar moich wersów i za cały ten syf. Za track, który siedzi we mnie od miesięcy. A pamiętasz dwutysięczny to był chyba dziewiąty Wiałam z chaty szukając jakiejkolwiek odskoczni. W uszach leciał mi Ostry jakby nocny nauczyciel Kochana Polsko, dziś analizuję własne życie.
REF.: I zawdzięczam ci nienawiść bezmiłość i trochę buntu. Plus osuwające się nadzieje z nietrwałego gruntu. I złość, i smutku multum, i ufność rzuconą w błoto. Epistoła do T. Dziś oskarżam cię o to.
2. Pamiętam zapach na klatce i niedosunięte krzesła. Chyba nie było już szans, byśmy mogli się pojednać. Czułam, że jest mi potrzebna przerwa na jakiś czas. Stało się. Dwa psychiatryki w ciągu dwóch lat. Wiesz, nie było mi cie żal i nie było mi przykro, A najgorsze, kurwa mać, to świadomość, że powinno. I choć to nie było moją winą to miałam kompleksy, Mogłam ci jakoś pomóc zamiast topić się agresji. Przecież bywały momenty, że też pytałeś, co ze mną. Mówiłam, że naćpałam się i że mi wszystko jedno. Wiem, że to nie było fair, bo też nie byłeś gotów Na moje wieczne pretensje i nową dawkę kłopotów. Nie szukałam antidotum, bo co ja mogłam zrobić? Miałam udawać, że spoko jest, nim wszystko się spierdoli? Tak mi przykro, sory… może to przychodzi z wiekiem. Mimo wszystko, dziś jesteś dla mnie obcym człowiekiem.
REF.: I zawdzięczam ci nienawiść bezmiłość i trochę buntu. Plus osuwające się nadzieje z nietrwałego gruntu. I złość, i smutku multum, i ufność rzuconą w błoto. Epistoła do T. Dziś oskarżam cię o to.
3. Mija parę lat, dzisiaj już nie rozmawiamy. Boli mnie twoja obecność i ten chory wyraz twarzy. Całe życie uczyły mnie kontrasty i twe błędy. I jedyne co mnie trzyma tu to tylko sentymenty. Mija parę lat, przez łzy nie widać świata. Arsenał moich uczuć pyta o twoje ‘przepraszam’. Ja nie wybaczam ci i chyba serce mi pęka. Między nami nie ma nic, nawet człowieczeństwa. Świat stał na krawędziach a ja byłam gdzieś poza, Gdy wytykałeś mi pomyłki i setki zachowań. Mogłabym zbastować, mogłabym o tym nie pisać. Ale powiedz, kurwa, co ja mam, prócz tego z życia. Może rozmazane na policzkach wstęgi tuszu, Gdy z przymusu dźwigam byt mój poległy na bruku, Po to by dać na arkuszu takie wersy, człowieku, Które zabezpieczą prawdę na wieki wieków. A pamiętasz w kwietniu, te nieudane święta? Życzyłam ci śmierci, a to nadzieja umarła pierwsza. Byłam wściekła, nienawidzić było ławiej. To nie kłamstwo, niestety, to autentyzm doświadczeń. Wciąż czuję to wyraźnie – symbolikę myśli. Wyglądam na socjopatkę i lubię czytać klepsydry. Powinieneś czuć się winny a olejesz to w pizdu. Wielka szkoda, że nigdy nie przeczytasz tego listu.
REF.: I zawdzięczam ci nienawiść bezmiłość i trochę buntu. Plus osuwające się nadzieje z nietrwałego gruntu. I złość, i smutku multum, i ufność rzuconą w błoto. Epistoła do T. Dziś oskarżam cię o toTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.