Gdybym miał to cofnąć, nie zmieniłbym nic o jotę Nie żałuję, szmaty, ani jednej z napisanych zwrotek Nie żal mi ani minuty jaką straciłem na Was Dziś znów mógłbym wziąć na buty Was i kazać spierdalać Wszystko, co odjebałem jest mną Traktuję słowo jak narzędzie - używam go z pięścią, nie głową I jeżeli czas to hajs, wyjebałem na Was milion I się opłacało, śmiecie, jaki rap taki hip hop Nigdy nie bałem używać się ksyw, wie to każdy Kto mnie słuchał, spotkał - nie wiem - miał ze mną jazdy Każdy, kto mnie zna, mówi dziś: "dojrzałeś" I ten "Level" to mój prezent dla Was, podziękowanie Byłem głosem undergroundu od pierwszego wersu, full stop Z każdym sztosem było o mnie głośniej, z każdą "kurwą" Nigdy nie chciałem fanów, pieniędzy za talent Pierwszy raper, który przy tym został - i zostałem Bo wychował mnie speed, proszek i dil nim Czasem słyszę, jak określa się to mianem "blokofilii" Gdybym teraz podszedł na odległość strzału w pysk Zgadnij, co bym z Tobą zrobił za ten wpis Mój prezent to ukłon w stronę skurwieli Którzy nie uciekli z ulic jak ja, chociaż musieli Zostali, patrząc na świt po gramie na łeb Zajebali komuś kwit, potem kilka krech Potem przepili ten proch, i tak do sztywnej celi Potem wyskoczyli, zadzwoniłem i znów widzieli świt Potem znów kilka portfeli, ktoś dostał w pysk Potem znowu, bo musieli jakoś żyć Sekret polega na tym, że naprawdę chcieli umrzeć Żeby móc tak zrobić, trzeba żyć bardziej niż ty i kumpel Znasz nas, widzisz na blokach, boisz się podejść Moi ludzie dzień w dzień widują się z Bogiem Wyją do księżyca, bo brak im sił na śmierć Żyją bardziej, rozumiesz to klaunie czy - kurwa - nie?
Ten "Level" to hołd dla tych, którzy odeszli Gdy patrzymy w głąb, mamy ich w naszej pamięci Dziś nie ma znaczenia w ogóle ta scena I tak co melanż przyjdą te wspomnienia Wódka koi ból, mimo tego powstał lament Musisz przeżyć gnój, żeby stać się gadem Opaść na sam dół i unieść upadek Mentalnie zwyciężyć, a pamięć zostanie
Jestem ich głosem, opowiadam jak odchodzą Płacę słono za ten widok, zazdroszcząc ziomom Kiedy w końcu "żyć bardziej" zabiera ich przez wodę Kiedy w końcu widzą świt jak powinni - pochylam głowę Możesz myśleć, że to patetyczny tekst i wiesz, jak żyć bardziej Jestem majestatyczny dzięki ich prawdzie Tak jak jestem ostatni z dwójką monet w srebrze Jestem ostatni, bo jestem kim jestem Zawsze bałem się żyć dla nikogo, taka prawda Oni bali się być sobą, zawsze bałeś się ich jazd Ja zawsze tam byłem i słuchałem jak chcą odejść I patrzyłem jak ich życie nie układa się w standardach Ich życie nie było w ich rękach, żyli bardziej Niż Twoja panna i łazienka, i suszarka do skarpet Jak kiedyś spotkasz moich samobójców — to zrobią Opowiesz mi historię ich życia bardziej, Bóg z Tobą x2 Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|