Czy to róża czy konwalia? Nie! To moje genitalia. Włosów pęd się w koło wije, Cały zgodnym rytmem żyje.
Czy to głaz jest narzutowy? Nie! To worek jest mosznowy. Obok niego zaś wysoki I ostojny zdobny w loki.
Niczym dąb, żołądź brzemienny, a-ha Stoi on i wzrok kamienny, a-ha W bezkres nieba, w bezkres nieba, W bezkres nieba skierowuje.
Wiatr rozwiewa złote kłosy I kroplami świeżej rosy U podnóża mocz opada U podnóża mocz opada
O tak
Usłysz, o usłysz szum moczu co spływa W dół jak wodospad prawdziwy Szumi i bryzga, grzmi i bulgocze I wzbiera tysiącem strumieni
Dokąd tak pędzisz, gdzie się tak spieszysz? Kędy nurt wartki twój zmierza? Płyniesz w nieznany los swój ukryty Za widnokręgu skłonem
Noc cichutko już odchodzi I poranek znów się rodzi Wśród deszczowej tęczy I choć koszmar wspomnień dręczy
Moją duszę utęsknioną, a-ha Bujne gładzę dłonią łono, a-ha
Odlatując, odlatując, Odlatując w półmrok mglisty
Odlatując, odlatując, Odlatując w półmrok mglisty Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|