Już jako mały chłopiec, chciał zostać bohaterem W żyłach wzrastało ciśnienie, zawsze gdy słyszał syrene za młody być strażakiem, za strażą pędził rowerem Chciałby zostać jednym z braci, i to za wszelką cenę pewien siebie młody chłopak, wkrótce stał się nastolatkiem wszystkie plany legły w gruzach, gdy musiał pochować matkę jakby tego było mało, zaliczył miłosną wpadkę i to wtedy poznał moment, zwany psychicznym upadkiem na dokładkę wścipski los, wciąż stawiał mu kłody pod nogi sam nie wiedział o co chodzi, jakie są temu powody że chodź wcale źle nie robi, ciągle mu się nie powodzi Zaczął tonąć w swych problemach, bez ratunkowej łodzi Ale on się nie poddawał, z życiem trzeba się pogodzić Nawet po najgorszej burzy, słońce na niebie wychodzi i przez to że wierzył w siebie, dziś z dumą otwiera oczy Będąc w Drużynie Floriana, niosąc pomoc dzień i w nocy
Ref: Bo to oni, (kto?) Pogromcy Ognia Chociaż to jedna drużyna, tworzy każdy ją z osobna każdy z nich broni (co) ludzkiego dobra Gotowi by nieść pomoc, zawsze do samego końca
Z pewnością ich poznasz, w tłumie zwykłysz szarych ludzi Bo to oni od lat walczą, z tym co paniczny lęk budzi I chodź tez skrycie się boją, nie znajdziesz strachu w ich oczach Mimo że po tych poległych, bliscy wciąż płaczą po nocach i jak zawsze na spontanie, coś przerwało mu spanie znajomy dźwięk, wezwanie, chodź ledwie 3 nad ranem za nim był w pełni świadomy, miał już na sobie ubranie gdy chodzi o ludzkie życie, nie ma czasu na czekanie po zaledwie 3 minutach, opuścili swą remizę liczy się każda minuta, gdy stawką staje się życie Gdy dojechali na miejsce, nie było nikogo w okół oprócz tłumu szarych ludzi, patrzących na wszystko z boku Trzymał radiostacje w ręku, i gdy otrząsł się z amoku wydusił że płonie szpital, pełen uwięzionych osób i tak cztery z sześciu osób, mając na twarzach maski z butlą powietrza na plecach, przystąpili do akcji Bo to oni, (kto?) Pogromcy Ognia Chociaż to jedna drużyna, tworzy każdy ją z osobna każdy z nich broni (co) ludzkiego dobra Gotowi by nieść pomoc, zawsze do samego końca
prowadź nas boże, prowadź, aby nie musiały szlochać Po nas dzieci, nasze żony, w smutku żałobie po nocach To nie czas by się wycofać, bez względu na poziom strachu Nic nie równa się odwadze, tych kilku dzielnych chłopaków gdy już znaleźli się w środku, *w ogniu było nie mal wszystko podzieleni na dwie roty, trzymali się siebie blisko najbardziej możliwie nisko, szukali klatki schodowej* bo gdzieś na wyższym poziomie, przeraźliwie krzyczał człowiek Ogień trawił wszystko w okół, płonęły meble i ściany stary przed wojenny szpital, praktycznie cały drewniany nie przewidywany huk, dosłowny paraliż nóg chodź wszystko płonęło w okół, przez ich ciała przeszedł chłód wszystko zwaliło się nagle, poczuł przeraźliwy ból Niegdyś ten młody chłopaczek, dziś umiera jako druh widzi ciała swych przyjaciół, wie że to ich wspólny grób A słabnący puls wprowadza go w fazę wiecznego snu
Ref: Bo to oni, (kto?) Pogromcy Ognia Chociaż to jedna drużyna, tworzy każdy ją z osobna każdy z nich broni (co) ludzkiego dobra Gotowi by nieść pomoc, zawsze do samego końcaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.