O mój miły Boże, zlitujże się przecie,
Jak pułkownik Haller adiutantów gniecie!
Co dzień patrzeć jeno, jak nabierze kantem
Tego, co miał pecha zostać adiutantem.
I nieszczęśnik taki — snadź za przodków winy —
Nigdy nie jest pewien, dnia ani godziny.
Nieraz go z pościeli wyrwą nagle słowa:
Panie, gdzie to będzie „ta” kartka służbowa.
O, jakież okrutne są takie pytania,
Przecież noc Bóg stworzył właściwie do spania.
Albo w czasie bitwy, gdy bój wrze dokoła,
Człek by rad się ukrył, albo wyrwał zgoła.
Wtem pułkownik woła: „Patrz pan! śliczny moment,
— Zapisz! poślem raport do naczelnych komend!”
A tu człek się czuje, jak gdyby pies w studni,
Łatwo mówić: zapisz, lecz zapisać trudniej.
A tu koń się płoszy i wierzga tak podle,
Że i tak się trudno utrzymać na siodle.
Łatwo mówić: zapisz — z szkapami takiemi,
Łatwo coś napisać, lecz nosem po ziemi! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|