Siedzę w oknie, patrzę w dal i ocienia moje lica taki niewymowny żal, taka straszna osmętnica.
Na rozpaczy czarnej dno pcha tęsknota mnie, panowie. Za kim to, ach, za kim to? Niechaj dumka ta odpowie.
Choć pożółkły pisma te, w których było twoje zdjęcie, ja cię nie zapomnę, nie, pełny półinteligencie.
Do dedukcji miałeś dryg i gdym rzecz przedkładał swoją, możeś mnie nie pojął w mig, aleś w końcu jakoś pojął.
Wieczne pióro raz po raz aż furczało w twej rączuchnie, zatwierdzając pieśń dla mas czy drób z ryb, czy ciemną kuchnię.
Wartko z tobą biegła wstecz konferencja czy narada, straszne bzdury plotłeś, lecz mogłem z tobą się dogadać.
Przeto, klnąc na marny los, obraz twój wspominam w kółko: ten kartoflowaty nos i to słodkie, niskie czółko.
I przyjazne słowa twe: „Siądę, wicie, i pomyślę”… Darmo, darmo szukam cię czy w kulturze, czy w przemyśle.
Marzy mi się chwila, gdy w dłonie me twą dłoń pochwycę. Czyś już całkiem wymarł mi, czyś wyjechał za granicę?
Prosi wielka, jasna łza, co się w oko moje wciska: wróć, kochany, znowu na odpowiednie stanowiska!
Bo się zrobił taki czas, że cię trzeba nad pojęcie, wracaj do nas, ratuj nas, pełny półinteligencie!
Bo się strasznie plenią mi, łypiąc znad herbaty plujki, ćwiartki i szesnastki, i — a ja wiem? — trzydziestki dwójki!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.