Po Krakowskim w noc majową Szedłem kiedyś, moi mili, I mniej więcej przy Karowej Usłyszałem, jak ktoś kwili:
Siedli na mnie całą zgrają I tokują i gruchają: "Dość tej złości, dość bierności, dość milczenia! Wiemy jakie są realia, Z jakich kart się składa talia I nawiązać pora nić porozumienia".
Zarzucają mi negację I wewnętrzną emigrację, Z coraz cięższej artylerii do mnie walą. Siedzą na mnie i do ucha Tłum zajadły wciąż mi grucha: "Nawiąż dialog, nawiąż dialog, nawiąż dialog!"
A mnie, wyznam państwu szczerze, Do dialogu chęć nie bierze. Patrzę tępo w wyszczerbiony bruk ulicy Czując wśród gruchania tego Coś lepkiego i wstrętnego, Co bez przerwy ścieka mi po potylicy.
Ciecz to wstrętna, biała rzadka I tu wreszcie, by balladka Ujawniła swą dramaturgiczną głębię, Wyznać bierze mnie pokusa, Że to kwilił pomnik Prusa, Dialog zaś proponowały mu gołębie...
Już balladkę kończyć pora, Jeszcze tylko skromny morał Jej przyczepię, jak do psiego chwosta rzep. By nie zgorszyć pań prześlicznych, Ujmę rzecz eufemistycznie: Trudny dialog z kimś, kto wciąż ci sra na łeb.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.