Przyszło toto niewinne i czyste, włosy miało jak łan przaśny żyta i goniło, goniło z wychodzącym pismem, budząc ogólną litość.
Personalny ją mijał spokojnie, sekretarka – z uśmiechem na twarzy, strażnik, straszny dziadunio, o japońskiej wojnie na przyzbie biura z nią gwarzył.
Tak mijały roboczogodziny, goniec była tak miła, tak słodka, że w nagrodę jej dano raz na imieniny kuponik totolotka.
Każdy skreślił po jednej cyferce, goniec niemal płakała z wzruszenia, no bo co tu ukrywać: ujął ją za serce gest piękny zjednoczenia.
A nazajutrz gruchnęła zaś bomba albo z nieba spadł grom – jak kto woli – bo na goniec kuponik milion padł okrągły plus numer banderoli.
Każdy chodził dosłownie jak ścięty, zimny pot zrosił w lot wszystkie czoła, każdy przecież sam skreślał, ale takiej puenty przewidzieć nikt nie zdołał.
Wszyscy wściekli, złe słowa miotali, jak to zwykle się zdarza w balladach, aż tu nagle, znienacka w drzwiach biurowej sali stanęła goniec blada.
Gdyśmy zaś otoczyli ją tłumem, ona, głos załamując z wzruszenia, powiedziała: „Wpłaciłam właśnie całą sumę na rozwój zjednoczenia!”.
W tej makabrą przeżartej balladzie straszny morał się jawi na koniec: Jakaż kwitnie etyka w wyższych urzędnikach skoro takie zasady ma goniec?Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.