Koleżanka -- aktorka filmowa nie zważając na ciężkie czasy, jadąc rannym expressem do miasta Krakowa wykupiła bilet pierwszej klasy.
Pomyślała, że można czasami na rozrzutność sobie pozwolić, poobcować w komforcie ze swymi myślami, oraz troszkęę pouczyć się roli.
A w przedziale pierwszej klasy dwaj lokalni biznesmeni -- sygnet złoty, spodnie chlory, but zamszowy długopisy w dłoń chwytali i w pośpiechu zakładali spółkę z tym... z ograniczeniem umysłowym.
I przedziału mącił ciszę szept ochrypły i skupiony, a tekst był następujący: słuchaj Maniek, ja ci teraz nic nie wiszę, ty mi wchodzisz trzy melony i twój udział jest dokładnie dwieście baniek.
Biznes gotów, pozwól chłopie, że koniaczkiem go pokropię, bo ten wprost wybitnie konweniuje mnie płyn, tu zwrócili się do damy: chlapnie pani? Przepraszamy, że koniaczek zza pazuchy, ciut przyciepły.
Przerażona rozpaczliwą towarzyską perspektywą rysującą się na okres dosyć długi, w pierwszej klasie zostawiając piękną przyszłość tego kraju, koleżanka skryła się do klasy drugiej.
A w przedziale klasy drugiej, niechaj słuchacz mój się dowie, jechał ksiądz, studentka KUL-u wraz z kolegą, emerytowani z PAN-u chudzi dwaj profesorowie i tłumaczka, bodaj z serbo-chorwackiego.
I rozmowa przyciszona skrzyła się wytwornym żartem, jakby lśniło w niej śródziemnomorskie słońce i rozmówcy nie wspomnieli ani słowa, że inteli- gencja dzisiaj ledwo wiąże koniec z końcem.
Pan profesor z księdzem wdał się w śmieszny spór o Levi-Straussie, potem student z księdzem o tomistach mruczał, po czym ścichły żarty płoche, żeby koleżanka trochę mogła w ciszy swego tekstu się pouczyć.
Tu pojawił się konduktor i na koleżankę fuknął: Pani przeszła z pierwszej klasy! Po co? Na co?! Ta błagalnie nań spojrzała i z rozpaczą wyszeptała: tak jest, proszę pana... Ile ja dopłacam?...Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.