1. Chciałem nie ronić łez ze smutku, zamienić go na szczęście Pragnąłem żeby koszmar, nie wrócił nigdy więcej Prosiłem zostań, kiedy zmienił się alarm Jednak dalej coś we mnie na spełnienie nie pozwala
Zbrodnia i kara, po latach tylko pytam Jaki tym razem z rana, paragraf mnie przywita Jak zdarta płyta, dziesięć lat i ten sam patent Nic z tym nie zrobię i fakt, wciąż mam kose ze światem
Niepewne jutro, ciągła szarpania z czasem Okropnie trudno wierzyć, kiedy cała masę Zawiedzionych nadziei magazynują terabajty Ci co czują podobnie, to wiedzą że w środku martwy człowiek
Już nie ma siły walczyć, pozycja tarczy Napierdalaj w sam środek, tak wiem że jestem miałki Powtarzalny i chamski, taki czerpie od kalki Chciałbym zmienić tematykę ale nie zakładać maski
Nie będę oszukiwał tych co wciąż na linii frontu Tak niezdarnie próbują przywołać do porządku Egzystencje, tutaj się mięknie, kolana z waty Nie poczułeś tej kloaki, to się raczej nie znasz na tym
Co wiesz o paraliżach, rano o wschodach Słońca Które Ci przypominają liczyć tragedie w tysiącach Niezaspokojonych potrzeb, wspomnieniach kiedy dobrze Los Ci dał przez chwile oddech potem przygotował pogrzeb
Nie da się mądrze wyjść, tu nie ma happy-end'ów Suma wrogości ludzi i siły własnych błędów Przypadkowych klientów co tylko chcieli wykorzystać Jak już swoje osiągnęli i przestała cieknąc z pyska ślina
To ich nie było, z drugiej strony deklaracje Wielkie słowa małych istot i same krzywe akcje No niech mnie ktoś obudzi, ból zabija mnie od środka Boje się tej burzy, ile to jeszcze potrwa
Ref.
Planety patrzą na nas los, szczerzą się swojej ciszy Nas też zostało mało i tego krzyku nie usłyszy nikt Bo przegranym nigdy, nie poświęcono grama uwagi - nigdy- A nam codziennie wkręcać /?/ tragedią świata krwawi
2.
Chyba poznałem smak, najbardziej gorzkiej ironii Trzeba w cierpliwość się uzbroić, rytm pulsujących skroni Chłopak czas Cie goni? (Tak trochę) co rzuca mną o glebę (nie wiem) To fakt że pragnę żyć dla kogoś a umrzeć dla Siebie
I gdyby moja śmierć dała ukojenie bliskim Żeby sobie mogli radzić kurwa mać z naprawdę wszystkim To znalazłbym najwyższy blok, sensacji głodni Ucztowali by patrząc jak mi kręgosłup łamie chodnik
To nie tani romantyzm czy granie na emocjach Ostateczne warianty rozwiązań tkwią w otwartych oknach Od 4 piętra w górę chociaż im wyżej tym pewniej Ubrany w inną skórę nie mów mi że gadam brednie
Doprawdy świetne rady, aż blednie morda Tak dla zasady znowu zaczną się wymądrzać Tkwi na nas klątwa, jesteśmy błędem A kto posprząta gdy ktoś z nas pęknie
Reprezentuje nisze, którą każdy ma w pogardzie Nie będę ciszej, więc radze daj że sobie spokój Każdego roku rosną statystyki, pokonanych przez system Ludzi co nikim, się stali
A przyczyn nie podali do teraz, To chyba normalne że zero trzyma się zera Nie ma co zbierać rozwalonej psychiki Długi, kredyty, używki, uniki
Żeby zamortyzować, ciosy co ranią świadomość Nie chcesz mnie kochać? Sam załatwię sobie pomoc I wali do nosa i leje do gardła Combo petarda, wielo-doby i zmarła
Jakakolwiek namiastka, instynktu przetrwania Bo tak gnoje z człowieka, robią dla boga blamaż Bezimienny dramat, zanim schowa ją do grobu To w malutkim mieszkaniu zwłoki narobią dużo smrodu
Ref.
Planety patrzą na nas los, szczerzą się swojej ciszy Nas też zostało mało i tego krzyku nie usłyszy nikt Bo przegranym nigdy, nie poświęcono grama uwagi nigdy- A nam codziennie wkręcać /?/ tragedią świata krwawiTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.