Bije się z myślami Życie składam jak pieprzone origami Brak mi skali by ogarnąć wszystko co mnie mami, a pod nogi rzuca kłody których często przejść nie mogę I wbrew sobie robię dużo rzeczy później pluje w brodę
Wiele grzechów popełnionych lecz zapomnieć nie chce, / Życie kopie jak koń a wciąż mocno trzymam lejce Cel - wyciągnąć choć jedną lekcje Bierz co chcesz, możesz zabrać nawet serce Z niego już pożytku nie ma Jeśli nie ma przebaczenia Samo nic się nie zmienia Nie ma czasu do stracenia Ta ta nie ma czasu do stracenia Ta ta nie ma czasu do stracenia Otworzone okno, przez nie wpada samotność Pokutuje sam ze sobą by odzyskać godność By uwierzyć w to że nie wszystko jest stracone I dlatego właśnie teraz stoję przed mikrofonem Pisze to tylko dla siebie Nawijam bo w to wierzę Wyjebane że nie bangla Bo Przynajmniej jest szczerze /
Do lepszego życia paszport wyrobić mam zamiar Każdą, myślą, uczynkiem i postanowieniem nowym, doskonale wiem że czekają mnie przeszkody Bieg do góry/, przez pędzące w dół ruchome schody
Chciałem kochać no to teraz gnam przez mękę Chcę żyć wiecznie, może chociaż to kiedyś nadejdzie
Diabeł Nie peniaj / Już wychodzę z twego cienia Po co ta afera, bardzo boli kiedy ktoś się zmienia? Uwierz boli jeszcze bardziej, kiedy tracisz wszystkie swe marzenia Kiedy w głowie nie ma celów do spełnienia Obojętność jest najgorsza, przekuwa życie w koszmar Szukam ukojenia i spokoju a nie widzę żadnych poszlak
Wiem że dotrwam tu do końca Chociaż wiele będzie spięć Urodzony Jeden dziewięć dziewięć siedem zero pięć To był piątek, zimny i ponury mojej przygody początek Dzień w którym, w pierś poszedł pierwszy oddech Nie spocznę, póki nie osiągnę Tego po co tu na ziemię mnie przysłałeś ojcze Nie straszny mi mój pogrzeb Wiem że będzie dobrze Wiem że wiele dróg mnie sprowadzi na manowce Choć zbłądzę Odnajdę nowy początek Zbiorę wszystko to co we mnie dobre/ dobre
Nie na chwilę.. Nie na chwilę tu przyszedłem, złota płyta kiedyś a na razie tylko regres Teraz /zauważ to bratku dystans mam nie tylko w feldze Już zacieram ręce, choć nie wiem co będzie , Głowa do góry i nie krzyczę May day Głowa do góry i robię na Pay day /
Co na to poradzę Lubię żyć jak kamikaze A nie lubię bardzo kiedy zło przejmuje u mnie władze Odzyskuje stery, nie ma czasu na bajery W koło te afery, w mojej talii? tylko jokery
Mówię precz, temu co władało mną tak wiele lat Tyle lat już minęło a dopiero widzę start Tchu nie brak Lecę tak By jak ptak Sięgnąć gwiazd By ten track Leciał w świat A swoje Życie znam W końcu wiem Po co gnam W końcu wiem po co żyje Chcesz czy nie, nigdy nie zatrzymasz tych linijek Nie zatrzymasz póki moje serce bije I choć często się mylę Kiedyś wbije czarną bile
Wiele nocy nie przespałem by powrócić po pół roku Praca, praca w ciągu dnia a pisanie już po zmroku Wykorzystam do maximum wszystko, Wychodzę z okopu Będzie ślisko wierzę że pokonam każdy szkopuł
Działam , a nie stoję z boku AaAmbitny jestem w opórTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.