Twoje oczy są jak nóż, gdy w nie patrzę mieknę już wnet zapominam kto ja sam i gdzie moj dom Lecz jeśli spojrzysz spode łba, drży jak listek dusza ma Burza groźnie blyszczy w nich i huczy grom
Nie ukrywam żem jest zuch, siłę w rekach mam za dwóch Zabić byka głową też bym radę dał Ale żywot z Tobą wieźć nie podkowy w rekach gnieść I psychicznie trudno zdzierżyć choć bym chciał
Czy pamietasz miła bym, zniknął z domu poszedł w dym Ty się włóczysz dniem i nocą nie wiem gdzie Choć bym padał ze zmęczenia, cały dzień był bez jedzenia Nie odpocznę, ruszam w miasto szukać Cię
Obie nogi już schodziłem, stary rower zakupiłem By za Tobą, w bólu serca szybciej gnać Lecz wywrotkę napotkałem w Sklifasowskim Ty odwiedzić mnie nie przyszłaś choćby raz
Chirurg miły starszy pan, wzruszył widok go mych ran Cały tydzień każdą z nich troskliwie szył A gdy narkoza ustąpiła, złota myśl mnie oswieciła Że z taką jak ty nie będę dłużej żył
Ty się nie ciesz skarbie mój, wkrótce wyjdę, juz się bój Nie daruję Ci żem skończył jak ten kiep Gdy się kiedyś napatoczysz, już nie spojrzę w twoje oczy Wyjmę brzytwę i na łyso zgolę łeb. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|