Wierzę był chciwy, a nie odważny Inne miał zdanie gdy ostatni raz zamykał bagażnik Wspomnienie to wezwał, spocił się jak w łaźni Strażnik bęcwał - światło wyłącz - warknął Jaką marką fury jechał pamiętał świetnie Jak w ten dzień, gdy wpadł w perypetie Swoich myśli nagle się przeląkł Mi zawsze chodziło o ten złamany szeląg Marny to sufler to jest smutne Przeszłość widział jak w pokoju krzywych luster Dzień zaczął wcześnie, bo o 6 Po wczorajszym melanżu stały pół litrówki puste Do wykonania miał nową fuchę I choć kruche było tego bezpieczeństwo Jego serce głuche było na to często Nie chciał klepać bidy jak jego rodzeństwo Hajs to stresu rekompensata Uzależnienie brata to go nawet nie rusza Mówił - ja to przewoże, do ćpania go nie zmuszam Do takiego stopnia zatruta jego dusza
To było jak czysta matematyka Z punktu A do B towar przewozi jego bryka Bierze za to hajs, więc o narkotykach Z twarzą amfa w razie wpadki milczysz jak głaz Zapakował to wsiadł i ruszył To nie pierwszy raz, a nadal suszy go w gardle Spełnia się nagle jego koszmar najgorszy Zatrzymuje go patrol - koniec zarabiania forsy Koniec melanży!Koniec ciuchów za bezcen! Teraz cela 2 na 4 będzie pobytu miejscem Myśli mam sprytu trochę to gaz do dechy Nie!To jakbym sam sobie wypruł bebechy Więc lepiej stane - to dobry manewr I dotarło do niego, że ma konkretnie przejebane Usłyszał wyłącz sprzęt i daj dokumenty I ręce na głowę i spokojnie przyklęknij i Godziną stała się sekunda gdy trzepali wnętrze Dokładnie centymetr po centymetrze Jak chorągiew na wietrze zmienił się jego stan ducha Nie wierzył w Boga, więc z kąd ta skrucha Jak nic nie znajdą - pieprze lewe interesy Bóg przyjął ten zastaw - jak zwykle był łaskaw Pies szczeknął - ta kontrola to rutyna Taki człowiek w takim aucie, to aż grzech nie zatrzymać Dobra można jechać - Finał!
Jeszcze ze strachu miał brzucha skurcze A zapomniał co obiecał, myślał o nowym kursie O nowej kurtce ... którą widział w sklepie Będe wyglądał lepiej jak ci dla których robię Kto mu to powie, że to początek końca Kumple z którymi pił do wschodu słońca Teraz tak, wtedy nie wiedział, że przegina Że ten kurs będzie jak gilotyna Kilo - ty nam, my płacimy gotówką Powiedzieli ci co nierozstają się ze spluwą Co było dalej - to już chyba jasne Dostał miejsce ciasne, ale wcale nie własne Bo podzielił je z kilkoma typami I przyklejonymi na ścianie gołymi babami Czasem tak myśli i pluje sobie w brodę Zadarłem z najwyższym, zadarłem z Bogiem Brat skończył z nałogiem, to chyba puenta Wysyłał mu właśnie dużą paczkę na święta W kolejce do okienka opowiedział ten epizod Bo znam jego brata i odbierałem awizo Koniec! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.