Zdzieram skórę, wzmagam dreszcze, dziaram wiecznym piórem Wdycham skażone powietrze, scalam upiorną naturę W białych salach wiążę ręcę, budzę cię o północy I pół nocy męczę zanim nie wezmę majka jak kosy Podcinam mięśnie, by w mięsie wydrapać pentagram Wiesz że to nagram, jak więzień nie zobaczysz światła Dam ci rap na słuchawkach, jak pierwszy sort z rzeźni Spojówki suche na proch masz a i tak nie śpisz Zaciskam pięści, wierz mi, wyznaczam terytorium wojny Wzbijam się ponad zmierzch i rodzę się w ogniu wolny Jestem jak niespokojny sen, jak ołtarz kultu Nie jak krwawe serce buntu w martwych ciałach samobójców Muszę pić nadal, pod skórę wszyć opór Zabrać wszystko albo nic, gnić albo wstać z prochu Scenę obrócić w popiół, znaleźć drogę do domu W tym półmroku bloków brat, jak w oku cyklonu WueL, Projekt Zwiastun, drzwi otwieram na oścież Kroję wersy, rzucam na stół, sample zawijam w pościel Rzucam na pożarcie miastu, jak pozbawionym słuchu Te teksty jak sacrum, jak muzyka duchów Rap z głośnika jak z armat, jak ósmy kolor tęczy Ostry jak podcięte gardła, gdy sam szukam zemsty Zła karma, jak wersy, znów płoną czarne świece Gdy zgasną jak to miasto, ja znów cię nawiedzę Będziesz bał sie zasnąć, w samotności jak w ciemności Skurwysynu mam brutalny styl jak kolekcjoner kości Zaczynam pościg, jeśli włączyłeś to z ciekawości Masz szansę by wyjść, albo iść ku wieczności Trzymam za słowo jak za pysk, aż stracisz koloryt Czujesz zapach drugiej strony dziś, jak uśpiony jesteś W dziesiątym kręgu milcz, pozbawiony obrony Na wiatr rzucony jak liść, otwierasz puszkę Pandory
Wznoszę głowę, krzyczę "koniec!", biorę odwet jak nigdy Kiedy te skurwysyny kłamią kładąc dłonie na Biblii Mam to w sobie jak nigdy, tusz ocieka od krwi gdy Tusz opada wśród zgliszczy, wzdłuż krajobrazów bitwy Tu szepty modlitwy jak setki niewinnych, brat Padli naiwnie, plując słowem pod wiatr Toczą jad skurwysyny, ściągam skalp za ich winy Płonie majk, brak mi śliny, mam ten rap i nadmiar siły By trwać... Dam ci wiarę w te słowa By zbudować od nowa świat i klnę się na Boga Moja w tym głowa, ty nie pytaj czy warto Z czasem tylko ból staje się inspiracją Znów rzucam światło, to jak wiara, która scala Dawny marazm na wokalach, a i tak nie mogę zasnąć Tętni tym miasto i z dedykacją dla wrogów Tnę do końca jak Shōgun, mam miliony powodów Na ogół, ej... Otwieram świętą księgę U progów uklęknę, po czym złożę przysięgę I zerwę kajdany, gdy na dowód oddany Choć polegnę, zapewne dam ci wyraz mej miary W membrany... Płaczę krwawymi łzami I łopoczą sztandary, jak i płonie pergamin Nad nami... Jeśli rap to mekka To składamy ofiary, gdzie ma Ziemia ŚwiętaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.