1. Kradnę głos, kradnę kartki, przemycam na słuchawki, odliczam skrawki życia w imię zatrwożonej prawdy. Biegnę wprost w szpony matni, widzę klony wyobraźni, czuję złość, rozdwojony, mam już dość na wskroś empatii. A Ty proś o przypływ łaski, walcz w desperacji i klęknij w trakcie kiedy ja na pętli dotykam sfer niebieskich. Wiesz mi, ból aż piekli frekwencji swego bytu, wśród stereotypów, kontrowersji, kolorytu, treści i tu wór agresji wytłukł kwestii zapomnienia, resztki wstydu, reszty wiary w sumie rachunku sumienia. Mówię z punktu wizerunku, nie ma nic by w nim oceniać, a ruch skurwysynów jak mniemam, chce mnie zmieniać. Miewam w chuj takich chwili, szereg bzdur zapętla krzyk, martwych dni wszystkich tych, których łzy wyznały wstyd i tylko, by odejść od stereotypów, tych dwóch typów, na stereo wkrada się do Twych głośników.
2. Odcinam tęczówki, podcinam powieki, nie śpię, w serce wbijam wskazówki, wiedz, że zabiorę Cię we śnie. Wkuwam herce w Twe mięśnie, zbieżnie zaczynam rzeźnie, dopóki raperzy w mieście są jak robaki w mięsie. Rap brutalny jak Breżniew, wciągam powietrze stęchłe, ochrzczony piętnem pięter bloków, posępnie przeklnę, wrogów by powstać z prochu i wyjść na powierzchnie demonologu, słowa jak moduł modłów zdechniesz. Kreślę akt zgonu znowu albo gniotę w pięści mikrofon jak ołów ciężki, zwiastun aniołów śmierci, rzucam klątwę chorób cierpkich, tu diabeł nie śpi- czeka, jak kielich rtęci, jak wosku szum na pętlach. Daję Ci rap nieśmiertelny, jak na pociągach srebra, krew z mojej krwi i kości, i z Twojego żebra. Zdartej skórze z bezsenności w pentagramu kręgach, ta płyta w rękach, jak pierwszy stopień do piekła.
3. Nie mów mi co mam robić, nie mów mi jak mam żyć, pozwól mi swoją drogą iść, omijając ten syf. W oku błysk, to nie łzy powylewane na kartki, biorę swój krzyż na barki, nie poddam się bez walki. A Ty stul pysk, gdy kolejny szczyt zdobywam, ma perspektywa to alternatywa, wybacz. Ty (dogorywa rywa?) nadszedł czas rozliczeń, skurwysynu nadstawiaj drugi policzek. Przez życie z mic'iem, bez ograniczeń Waszych plemion, swą ścieżką wytoczę, unosząc się nad ziemią. Czujesz to? To przełom, znów łamie stereotyp, Bóg karmi nadzieją tych odważnych spełniając ich sny. I gdy przechyli się odważnik, nadejdzie sądu dzień i każdy ujrzy odbicie swe z zwierciadle życia scen. Niech się dzieje co chce, jedynie przed Bogiem klękam, M do A do T do I- będziesz mnie pamiętał.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.