Spacer to pętlach, kurczowo trzymam pióro oburącz w rękach, jak na ten czas, gdy pod skórą czując niesmak ująć to w wersach za półkulą tam gdzie tęcza, poezja wielkomiejska rzucam urok, Ty stoisz obojętna jednak mówiąc do mnie, uśmiercasz we mnie wszechświat nic nie trwa wiecznie, faktycznie nic gdy jest za wcześnie by ucichły szepty modlitwy zbyt naiwny, tak po prostu wnioskuj by na skrzydłach z wosku, wznieś się ku słońcu nigdy...nigdy nie bacząc na skutki znacząc drogę w imię wódki miłością do...wódki uśmiechnij się ! miną smutki i nareszcie Ty uśmiechnij się ja wiem, mówisz, że odejdziesz lecz to ja odejdę wcześniej, bo już mam Cię kurwa gdzieś i wiedź o tym, bo rani mnie Twój dotyk gdy po nocy jak narkotyk, każesz mi znów pisać tekst i jak Gres, chodzę tam gdzie najciemniej idź...precz, czego jeszcze chcesz ode mnie ? muzyko...jakże nadaremnie zgoła odmiennie nadmienię, że nadchodzi już Twój kres we mnie choć wiem, że pewnie i tak nic z tego nie będzie...nie będzie
Bisz :
Sześcian jak the cube, klatka, pętla sample, kradnie mi to czas, znów kratka kładę kostki słów, Fruity Loops, spacja cisza jest martwa, pod sufit idzie dym szuka światła ćmy spadają jak tynk, choć w słuchawkach bit mam to aura, niesie rytm i w szafkach dzwoni szkło, ten dźwięk narasta, mnoży go echo kapsla muzyka duchów tworzy bo to ektoplazma plecami do miasta ogniskuje umysł myśl oscyluje wokół spraw zakończonych z góry mimo wszystko jak mój człowiek hakuje system muszę wejść głębiej, by zrozumieć gdzie jest wyjście w noc z cząstek składać konstelacje słów gąszcz przeczesywać wciąż myślą jak Hubble'm* znaleźć gwiazdę, która wyjaśni mi przyszłość dzisiaj inaczej nie zasnę (nie) w czterech pustych kontach, pełnych dymu siedzę znów by ogrzać setki rymów ładuje tytoń w bibułę na wojnie z nocą aż ostatnia myśl padnie jak ostatni żołnierz, pogoń za Tobą aha, ruszam na noc w ogień kawa leję się jak krew, ciężki nalot powiek mam oczy przekrwione, ale gdzieś widziałem Twoje tam i usłyszałem strzał ten sam.... chciałaś pocałować czule, ale przyłożyłaś mi usta do czoła jak lufę i wyplułaś kule zostałem duchem i zostałem tu sam jak jest się duchem nie da się przytulić nawet do ścian
Szula WL :
Piasek w dłoniach w klepsydrach, to jak spacer po wydmach skąd nie łatwo wybrać albo wygnać zło jak bagnet na broń, wrzucony los, noszonych stygmat jak fale na ląd, wypływa prawda iluzoryczna jak widok przez pryzmat, w sidłach własnych rąk te pióra jak skalpel wyznań, palce w bliznach są zmieniam widzenia kąt, windagande barier powieki zapadłe, prowadzą walkę o front gdzie dźwięki jak tlen wypełniają tętnice martwe jak w imadle gniotę obraz rzucony na kartkę tęczówki zdarte, wycieram szkło prawie zaschłe w oczach ślina zaschła w gardle, drapię kolejną szesnastkę marne szanse mam, nie zasnę, piszę po nocach emocje jak w zwierciadle kradnę podkładam własne jak Nowok sample, na to wokale idą kablem dziś WL, karteli Bisz B.O.K after na tle miejskich arterii, usiądź obok przyrzekam nie zaśniesz...
*Teleskop Hubble'aTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.