W Berlinie wilczym i kosmatym U zbiegu ulic Piekła i Zła Stał kiedyś bar dla trędowatych W nim podawano zupę z psa
Złaziły tam najgorsze draby Bez nosów czasem i bez ust A gdy ktoś wpadł w ich brudne łapy Od wewnątrz wkrótce zwiedzał brzuch
Barman obmierzły jak cholera Codziennie rano z całych sił Żonę o twarzy bulteriera Żelaznym młotkiem w głowę bił
Ach, jak tu strasznie i jak smutno Z wielkiego żalu chce się wyć Księżyc pęknięty tak jak lustro Tuż nad dachami krzywo zwisł
Aż wreszcie przyszła śmierć i w szale Wytłukła wszystkich jak te wszy Ponieśli zasłużoną karę Weszli jak palce między drzwi
Lecz Bóg ich zbawił i do Raju Wstąpili, choć czynili źle Tak się przynajmniej mi wydaje - A zresztą w og'le czemu nie?
Weszli tam wszyscy: barman z młotkiem Stu trędowatych, żona też Ulica Piekło, bar z wychodkiem Na końcu gotowany piesTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.