Przyjęcie gala, oficjalnych kilka osób, ja na świeczniku, fetowany, że nie sposób ukryć rumieńca, kiedy nagle ktoś z dyrekcji krzyknął: „Na zdrowie, panie Kobuszewski!”.
Cały pobladłem, w oczach miałem mgłę, bo zrozumiałem wtedy, że…
To wszystko jest nie dla mnie, ja nie mam szans, nie dla mnie sprawozdanie wygłosił pan. Nie dla są niestety te wszystkie toalety, uśmiechy i konkiety — nie jestem Jan!
Nie dla mnie to szaleństwo i cały hołd, przeklęte podobieństwo i wzrost, i głos! Choć postać jest bliźniacza, nie dla mnie tamta taca, mam moralnego kaca — dublera los!
I myślę sobie, znosząc mękę swą w pokorze, że Kobuszewskim każdy nazwać mnie dziś może, Boże!
To jego na ulicy gna fleszów blask, uśmiechy trudno zliczyć to tu, to tam. Do niego lgną babki i wszystkie seksolatki, na niego warczą matki, a zbieram ja!
A zbieram ja!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.