Milkną oddechy, mdląca czerń miesza myśl. W beznadziei tkwię pośród tych mgieł, co to w nich zgubić się miał świat.
Pustkę mrozi czarnego słońca blask; tę krainę wiecznego końca pulsu dnia. Oto niebo gwiaździste nade mną i wieczna zgryzota we mnie.
Jestem największym błędem Boga, więc żegnam światło i witam czarne słońce - po wieczne czasy w popiele i w krwi, i w mrozie dni, które nie skończą się.
I pustego Nic naleję i Nic pić będę aż Nic ze mnie nie zostanie, i nikt nigdzie, po nic i nigdy, po prostu nie, nie znajdzie mnie.
Czarne słońce wstaje na Poznaniem. Teraz już rozdziobią nas kruki i wrony. I ten lament, lament bez końca. I już nic, nic więcej. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|