Gdzie światło drzemie znużone kędy strudzony powraca dzień; gdy ogniska nocy zgaszone by rannym żarem rozgonić sen… Tam u wód złocista brama, złocisty blask z wierzei bucha; ognista łuna niebo podpala i w śniącym ciele rozpala ducha. Żywe zaklęcie z początków świata odmierza cierpliwie zimy i lata; wielkie wahadło w trybach wieczności ukryte w trzewiach nieskończoności… Na srebrnej strudze lśniącej księżycem spieszony pielgrzym zza siedmiu gór: młody, postawny ze strudzonym licem bieży, by zdążyć nim zapieje kur. Strażnika świtu odwieczne wołanie na krańcach nocy rozgania czerń; lecz gdy Jutrzenka w śmiertelnym całunie – jego wołanie zabije dzień… Czarnoksiężnika odwieczne pragnienie by królewski tron zagarnąć dla siebie; morowym jadem zgasić dnia lśnienie, by złoty orszak strącić pod ziemię! Gdzie światło drży niecierpliwie wierzeje płoną aż pod firmament; by znów wypuścić na nieba życie i tylko z głębin słychać cichutki lament… Wielkie wahadło w trybach kosmosu wychyli się znów i zamrze w nicości; zły urok wstrzyma krosna losu i cały nieboskłon zamrze w wieczności! Lecz ze srebrnej strugi lśniącej księżycem pielgrzym zbrojny jedynie w hart ducha; Złu stawi czoła, jak świetlisty rycerz u stóp bramy zza której świt bucha…! W ostatniej walce na krańcu świata stając wbrew temu, co rzuca cień, temu co zimą ziemię oplata – na brzegach jeziora, które jest dniem!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.