Kiedy wieczór gaśnie i ustaje dzienny znój, Panna Anna właśnie najwabniejszy wdziewa strój. Palce nurza smukłe w czarnoksięskiej skrzyni mrok I wyciąga kukłę, co ma w nic utkwiony wzrok.
To jej kochan z drewna - zły, bezmyślny, martwy, głuch. Moc zaklęcia śpiewna wprawia go w istnienia ruch. On nic nie rozumie, lecz za niego działa czar. Panna Anna umie kusić wieczność, trwonić żar.
W dzień od niego stroni; nocą wielbi sztywny kark, Nieugiętość dłoni, natarczywość martwych warg. "Bóg zapomniał w niebie, że samotna ginę w śnie. Kogoż mam prócz ciebie? Pieść, bo musisz pieścić mnie."
Pieści ją bezdusznie, pieści właśnie tak a tak, A ona posłusznie całym snem omdlewa wznak. Śmieszny i niezgrabny, swą drewnianą tężąc dłoń, Szarpie włos jedwabny, miażdży piersi, krwawi skroń.
Blada, poraniona, panna Anna bólom wbrew, Od rozkoszy kona, błogosławiąc mgłę i krew. Poprzez nocną ciszę idzie cudny złoty strach, A śmierć się kołysze cała w rosach, cała w snach.
Potem nic nie słychać, jakby ktoś na dany znak Nie chciał już oddychać, byle istnieć tak a tak. A gdy świt się czyni, panna Anna dwojgiem rąk Znów zataja w skrzyni drewnianego sprawcę mąk.
Sztuczne wpina róże w czarny, ciężki, wonny szal I po klawiaturze błądząc dłonią patrzy w dal. Dźwięki płyną zdradnie, płyną właśnie tak a tak. Chyba nikt nie zgadnie - z kim spędziła noc i jak?Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.