"Dzień dobry skarbie, zrobiłem Ci śniadanie" Tymi słowami przywitał ją nad ranem Odsłonił okno, pogoda wrześniowa Ona zaspane oczy mruży obudzona W szafce w sypialni schował pierścionek I chciał się oświadczyć, by mieć ją za żonę Wkrótce zapytać - miał taki plan Tylko trochę stres, czy odpowie "tak"
Poznali się przypadkiem, ale odpłynęli W tę podróż, w scenerii miłosnych płomieni Byli pewni, że chcą już przy sobie Być na zawsze, w zdrowiu i chorobie "Kocham Cię wiesz, muszę zaraz lecieć Będę wieczorem, obejrzymy coś na necie" Jeszcze tylko słodki buziak pożegnalny Wtedy nie wiedzieli, że to ostatni
Dziś odchodzisz na zawsze Za horyzontem znika Twój cień Chciałbym teraz móc Cię jakoś pocieszyć Lecz spotkamy się kiedyś - to wiem
Daleko do domu, niebo zasnute chmurami Jeszcze nie widziałeś takiej deszczu ściany Zapłakany świat i krople na szkle Kałuże pod kołami rozbryzgują się I ta głupia decyzja, że trzeba jechać Trudne warunki - nie chciał poczekać Przez deszczowy świat podróż w jedną stronę Nie ksenon czy halogen, tylko krzyż na drogę
Ona czeka w domu i wypatruje światła Lecz jedyne, co zobaczy to odznakę policjanta Tę parę zdań i wybuch emocji Łzy na policzkach i ból w sercu gorzki On na pewno żyje, patrzyła przez szybę To musi być pomyłka, to przecież niemożliwe Wróci - to nie może się tak skończyć Ale co połączył Bóg, człowiek dziś rozłączył
Dziś odchodzisz na zawsze Za horyzontem znika Twój cień Chciałbym teraz móc Cię jakoś pocieszyć Lecz spotkamy się kiedyś - to wiem
Żegnaj bracie mój, w mym sercu na zawsze Za horyzontem znika Twój cień Chciałbym teraz móc Cię jakoś pocieszyć Lecz spotkamy się kiedyś - to wiemTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.