[Pęku] Nielegalny sezon veto od lat mój sztandar, grupa edukacja poprzez niejeden skandal, serce gdzie moja walka wallstreet każdego ranka, ona trochę jak matka ulica żyję pełna ramp, wierna jak dobra kochanka, zawsze jest, taka karma, jakaś piosenkarka fajna bywa oko nacieszy, albo leję się szampan, albo łzy, bywa grzeszyć, a z małolata wierszy pełen zeszyt pozostał to street family chłopak, oddział Polska, wiem po ostrym zakręcie zazwyczaj nadchodzi prosta pogodzony z tym co los dał, jak mała olimpijska wioska, taki skład, widać, że można, SBF to poznał, PSF to rapu wiosna, na scenię to nie forsa tu między nami rządzi chociaż pomaga w troskach to wiadomo nie od dzis w koło kochana Polska, gdzie wszędzie trzeba płacić kwitów i cen duży zapas, by niedogodności gasić, bo co w tym złego, gotowizną sę okrasić kruchy los żywota jego, chyba tylko idiota niechciał by życia lepszego Hokus? prawdziwym kolegą, Elo Janek, paru innych zrobię tu najbardziej pilny temat małej pociechy, już nie będe inny, spokój, głębokie wdechy Ballada o Peniaszku masz tu nowy epizod, serce nie sługa, oko bywa, że pizdą zachodzi, niejeden liznął, załamanie i dramat i w końcu odejście, już go to niedogania te płyty to ślady zapiski mego życia nawet gruby w anarchi, szumi w tle silnica. [Radoskór] ta krótka historia akurat jest o mnie, zbyt wiele wspomnień by móc o wszystkim zapomnieć, czas się przypomnieć, spokojnie, przytomnie, trzeźwy teraz jestem na mikrofonie gdzie? kiedy? kurwa sam nie wiem czas uciekł mi gdzieś z baletem przebiegł wierz mi spierdolił bezpowrotnie teraz próbuję nadrobić to trzykrotnie Istotnie, kurwa mać melanż! ten to dopiero człowieku czas zabiera, wiem teraz, że marzenia, kariera wszystko umiera, życie veta odbiera, oczy otwierasz gdy upadniesz, dopiero wtedy gdy znajdziesz się na dnie, znasz mnie, nie mam nic do ukrycia dawno poznałem słodko-gorzki smak życia mówili nawet, że się na śmierć zapiłem, jednak wciąż żyje wbrew opinii czyjejś, mało kto wierzył, że się odbiję, wzmocni cię to co cie nie zabiję, ziomuś moja historia w kilku wersach krótkich smak narkotyków, smak wódki. Dziś nie mam już nic do ukrycia, to własnie jest słodko-gorzki smak życia! [SBF] Ballada o, SBF, V.E.T.O. ziomek kielecka zima, dziewiędziesiąty rok zaraz obok Marcina, trójka i dziewięć blok tak, to tu się zaczyna krótka opowieść o, młodziutki chłopaczyna i to co kręci go, jak u wszystkich ma finał, w końcu trafia pod sąd, to uliczna rodzina, każdy w chuju ma to, to jebana sędzina, z jebaną policją od S przez B do F narodził się w tych blokach a bóg dał mi ten dar, wiem o tym jak Sobota browar lokal, dla ptahoka(?) pisana zwrota z ulicy wysoka nota, co umiesz pokaż, cały czas na wariata, stwierdzam po paru latach dlugie nocne rozmowy od ziomeczka do brata, cała ta maskarada, tu gdzie start bywa metą o Pieniaszku ballada, niech porwię was czwarte veto. [Enero Faust] Ballada o, technik,esktremum,...? tło centrum, słoneczny skok w eter, ten czysty ton, mechaniczny koń, serce, indukcja, dzwon i choć turbo to sucha skroń, brat mam soponotań? Januarego świat miałem wtedy kilka lat, w radio papierowy księżyc z nieba spadł, w starej kuchni mama i ja ten, w dużym cudzysłowiu mały sprzęt wciaż z nad lodówki gra lecz każde z nas żyje dziś dla diametralnie lepszych spraw tym czasem Faust Enero, na czwarte V.E.T.O. a to ballado o, moment tuż po panteon, bit, moc, kamuflaż,haki, rym, x-men, haki, folklor, baby jak...? pomimo zgagi spróbuj, weź to tak nawiń w głowię przychyl realie ballady, w mordzie karabin gun słów na tracku N-S jestem tu znów killem o dla świętych krów, a bliskim kolorowych snów. [W.A.M.] To ballada o przypadku co jak liryczny kastełek wypał ze statku, uratował się, choć nie miał zadatków na przetrwanie w pół świadku rapu powstaniec z upadłych czasów gdzie zamiast busoli używa się dup i kutasów by sie zadowolić i docierać do lepszych portów, część na pokładzie ma zabawę część pod płaczę w ogniu tortur, lepsi i gorsi, on nie znosi takiej selekcji, wznosi ręcę do góry, prosi by wacie, rury, nie zapomniały odrobić lekcji jaką dała im historia im braknie nawet tych co trupy noszą w nieprzezroczystych foliach, urodził się w Kielcach a z nim urodził się przekaz co z dekka przekręca jak zakrętka twoję pojęcia o rzeczach, co mogłeś postrzegać jak dotąd z innego boku, bo nie brylował na bloku chciał rymować jak tede czy sokół, dziś chce być w porządku, starczy o sobie w trzeciej osobie dla V.E.T.O. na mikrofonie w polskie zenero ballady koniec. [Dżodżo] Spokojnie mogę nazwać rap skład moją rodziną, przecież gdyby nie Marcin, mnie by tu nie było, dzięki z fartem ziomuś oby nam się żyło, jesteś bratem, pomóc zawsze będzie chwilą miłą scenariusz chyba Tarantino napisał tutaj, grupa, edukacja, styl na wieżdżających z buta zawsze dobra nuta, na bakier kurestwu żagiel rozwinięty, Paweł z Marcinem jest tu słuchaj nie protestuj rap kultura to nauka, kilka dobrych słów i gestów poznałem tutaj, na wiatr słów nie rzucam farmazonu tu nie szukaj, autor tego wersu wejdzie wszędzie gdzie zapuka ważna każda minuta życia choć czasami przypał policyjna lipa, wzdycha mogła być dzisiaj dziś z ziomeczkiem jestem, nie ma, że lipa choć często czapka zryta, to z kim byłem nie pytaj. [Jogas] Uliczne ballady, do tego wódka zdrady naganne porady, brutal kontra prady osiedlowe swaty, na układy nie ma rady zna zasady ten mniej bardziej kumaty liczę zysk i straty, nie da się oszukać do drzwi będą pukać, dzielnicowy ma rucha ten co strzela z ucha, marny los mu wróżę w nomenklaturze podwórkowej skojarzony R-Z veto wie to ten co nie przechodzi bokiem, innym krokiem staram się wyjść na prostą dobrym mordom poskrom, nie zawsze dobrze idzie umieść to na szyldzie, wiara czyni cuda, zaparcie, porażki, terapie i obrazki, rozpijane flaszki, podklaczowe wrzaski, mężatki, nastki, syndrom patologia, to kurwa jebana jeszcze dwulicowa to........? robią spustoszenie, driny, kocioł w głowie, tuż przy grobie szkoda czasu się wydurniać, po swoje wykurwiać to ballada o nas, o mnie. [Geny] Każdy chce łatwej drogi, więc mi zostaw tą trudną będę głosował rapem, nie będe stał po durną to nie jest prosta ścieżka którą codziennie przebywam, toczę walkę sam ze sobą i przeważnie wygrywam czasem dużo chcę, pragnę by wszystko się zmieniło zamiast dawać szczęście daję ból, nie tylko miłość każdy czegoś pragnie być jak życia panem, dopóki niemoc nie dopada i zakuwa w kajdane, to nie oda do miłości i balety wszelkie to ballada o chłopaku który tworzy swoje szczęście swoje miejsce sam buduje i wygram to starcie nawet jeśli nie pomagasz, nóż wbijasz zażarcie mówisz nie będziesz lepszy bo powiem kiedyś pass wiem, że nasze zwycięstwo będzie wkurwiać was jak z wyboru buntownik Geny ci się swoją kwestie prosta scieżka veto wraca na rap rekolekcje.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.