Jest już północ, a może dzień następny Chyba pierwsza, otwarte okno i ja w nim siedzę, bo szukam powietrza W tym powietrzu jest zimno i jest całe życie moje Siarczysty głos wypełnia płuca i sprawia, że się boję Tego co siedzi we mnie, zaraz pod skórą się skrywa Potworności co tak moja nie pochodzi ze mnie, chyba Pewności nie mam i zmiany w tej kwestii nie przyjdą żadne Bo wyszedłszy tak wysoko, przed nadejściem dnia upadnę I nie jestem jedynym, który to rozważa Kiedy życie nas gniecie, możliwości ciągle stwarza Do pogardy, do krytyki, do kłopotu, bólu, rany Przegrywamy, to się piętrzy i przyjmuje postać ściany Co tak duża jest, twarda, wysoka i gruba Siłą nie damy jej rady, podkop też się nie uda Więc jedyne co robimy kiedy mamy ją przed sobą To stoimy raz po raz tłukąc w nią zbolałą głową
Dlatego proszę być usłyszał to milczące wołanie o pomoc Które zbyt często ignorowane samotną śmierć w ciszy niesie milionom Ludzi, którzy wciąż sami pozostawieni widzą zło trawiące ich wnętrze Nie dostrzegają ran nie zadanych co niezabliźnione i coraz gęstsze Są przyczyną tego fatalnego stanu Uczucia gotowości na śmierć Bo konający szukają przyczyny Ran otrzymanych od innych Więc, pomóż im dostrzec, że nie zawinili Więc niech nie tracą ducha, bo bliscy ich potrzebują A sens życia można jeszcze odszukaćTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.