Edek pracował w fabryce kredek Biały jak ściana, trochę utykał Nie rzucał się w oczy na nocnych zmianach Unikał kierownika W dzień spał bo normy wyrabiał Z braku słońca wyglądał jak nabiał Aż zaszła zmiana u Edka białego jak ściana
I tu zaszła zmiana W scenach jego widzenia U Edka białego jak ściana Tam zaszła zmiana
Utykał do szefa z motyką na słońce Żądał jasności długie miesiące Walczył o ciut zrozumienia W kwestii nasłonecznienia
W kwestii nasłonecznienia Ciut zrozumienia
Raz Edek wsunął idąc przy ścianie Kredkę do kieszeni na kolanie Ściana biała jak z kredką Edek W fabryce do dzisiaj nikt nie wie I zawsze już na swojej zmianie Edek wynosił kredki w kolanie Utykał trochę choć noga zdrowa A musiał te kredki gdzieś przecież schować Gdzieś schować Gdzieś przecież schować
Gdy wyniósł już kredek tyle co trzeba Wziął kartkę Edek, malował drzewa Zaraz potem słońce złote Zaraz potem słońce złote Słońce złote zaraz potem
Edek przy świecy popatrzył na słońce Czując na twarzy promienie gorące Wstał i poszedł do fabryki kredek Niepodobny do siebie już Edek Edek od kredek Edek od kredek
I tu zaszła zmiana W scenach jego widzenia U Edka białego jak ściana Tam zaszła zmiana (x2)Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.