Letni poranek, ulice miasta, nagle ją widzę i w ziemię wrastam, płynie nad ziemią, lecz jej nie tyka, jakby chmury to były, nie płyty chodnika.
Wiatr ją otacza splotami jej włosów, oczu już od niej oderwać nie sposób, mrugam oczami, lecz ona nie znika, zjawa, najada, rusałka, podwika.
Nie będę gadał niepotrzebnych rzeczy, powiem wam tylko, jak szła.
Niejedną dziewczynę przypadkiem spotkałem, niejedno już przecież w życiu widziałem, garbiła się trochę, żeby ukryć piersi, a ja patrzyłem, jakby po raz pierwszy –
patrzyłem zachłannie w rozcięcia jej sukni, ten widok na długo w pamięci mej utkwił, dlaczego nie podszedłem, nie zagadałem, stałem i patrzyłem, patrzyłem i stałem.
Nie będę gadał niepotrzebnych rzeczy, powiem wam tylko, jak szła.
Widziałem jej biodra i to co robi z nimi, włosy z czoła odgarnia palcami szczupłymi, nogi cienkie w kostce, jak arabskiej klaczy, ja wiem, że przesadzam, nie mogę inaczej -
dobrze, może mówię nieco chaotycznie, lecz jak tu opisać zjawisko tak śliczne, jak gałąź wierzby, co z ptakiem się droczy, jak skrzydło jaskółki, jak motyl, jak pocisk.
Nie będę gadał niepotrzebnych rzeczy, powiem wam tylko, jak szła.
Nie zagadałem, nie jestem zbyt męski, może po prostu jestem zbyt ciężki, żeby z nią fruwać, zbliżać się, oddalać, jak para kochanków na płótnie Chagalla.
Nie będę wam mówił, co działo się ze mną, bo siedziałbym tutaj godzinę niejedną, lecz to, co się stało tamtego poranka, zostało w pamięci jak pierwsza czytanka.
Nie będę gadał niepotrzebnych rzeczy, powiem wam tylko, jak szła. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|