Róg Marszałkowskiej, była to środa Naprzeciw dworca, przed barem „Świt” Stały dwa auta, maleńka Škoda I duży, czarny, błyszczący Buick
On na nią puścił czuły reflektor Osiem cylindrów przed nią zdjął W środku nastawił radiodetektor Kocham cię Škodo i bądź mą
Ona, jak każda skromna maszyna Cała zadrżała, aż po sam dach On szepnął do niej: moja jedyna Hamulce pewne, po co ten strach
Wnet odjechali, on rozpalony Rzekł jej w garażu: swobodnie siądź Potem z niej ściągnął wszystkie opony I czule szepnął: mą luba bądź
Zaczął ja głaskać po karoserii Potem benzynę z ust jej pił Aż się wygięła jej cała maska Tak ją przyciskał ze wszystkich sil
Minęło słodkich dużo tygodni On tak zwyczajnie, jak każdy mąż Zaczął ją zdradzać i stronic od niej Choć ona go kochała wciąż
Przewieść się czasem Škoda też chciała On się wykręcał, chytry człek Raz mówił, że mu starter nawalił I że już złamał trzeci bieg
Gdy zrozumiała, że ją nie kocha Że to rozstania jest już czas Zaczęła płakać, szlochać i szlochać A on do Škody mówi tak
„Škoda twoich łez, maszyno Nie zalewaj się benzyną W życiu tak już jest Bo żar miłości mojej zginał”
Znikła jej młodość, znikła uroda Tak ja wyniszczył ten je wróg Że aż musiała, ta biedna Škoda Jako taksówka pójść na róg
Jeździ po mieście, benzynę pije/Gorączkę czasem mierzy taksometr W sercu ma żalu, żalu moc Po 70 groszy kilometr Tłucze się z gośćmi przez całą noc
Pomóżcie jej zarobić na życie Bo czarna dola jej jest zła Może ją kiedyś państwo ujrzycie Z tylu wytarty „Dunlop” ma Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|