W długi, śmieszny karabin I w stary bagnet zbrojny, Zjawił się u mnie żołnierz Z pierwszej światowej wojny.
I stanął w okienku strychu Z tym karabinem w dłoni, I strzela przez to okienko I widać się przed kimś broni.
Na próżno mu tłumaczę Że teraz to nie ma sensu, I żeby sobie odpoczął Bo ręce mu się trzęsą
I żeby przestał strzelać Bo wszędzie jest spokojnie, I jest nie tylko po pierwszej Lecz i po drugiej wojnie.
On milczy i patrzy w przestrzeń Nieruchomymi oczami, I strzela tępo i często Zardzewiałymi kulami.
Do wrogów nieistniejących A wciąż tak samo złych, I czasem mój mały synek Idzie do niego na strych.
Zanosi mu miskę zupy Albo trzy, cztery bułki, A idąc zawsze zabiera swój łuk i strzały z półki.
A żołnierz jest bardzo głodny, Lecz nim się rzuci na żarcie, Ustawia mojego synka Na niepotrzebnej warcie.
Więc synek wkłada hełm, W którym wygląda śmiesznie, I strzela z łuku, a żołnierz Jedzeniem się dławi pośpiesznie,
Lecz jedząc spogląda czujnie Ku ciemniejącym polom, Posłuszny przebrzmiałym rozkazom Żałosny i smutny dziwoląg.
A mnie wcale nie śmieszy Tej sprawy absurd niezmierny, Mnie imponuje ten żołnierz, Przynajmniej jest czemuś wierny.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.