Niech pani mnie źle nie rozumie, Ja potrzebuję ludzkiej uwagi, Cudzej obecności, bo ja jestem Strasznie chory
Siedzi, pisze słońce zachodzi, jutro go nie ma Coraz ciszej wokół się robi od do widzenia Zaczął ten akapit wie do kogo ma trafić też Jutro to zobaczysz, jestem pewny nie powstrzymasz łez A te, zaczęły mu płynąć po policzkach Chociaż od dwudziestu lat tu przeszło żadnych nie wyciskał Jeszcze krótka modlitwa, skok z dwunastego piętra Przy jedenastym myślał: "Boże, jaka ona piękna" Co ja robię, ale człowiek już zawrócić jest za późno Dziesiąte piętro mu minęło z mili-sekundą I choć zrozumieć to trudno, tutaj sekunda to wieczność Więc wieczność będzie widział ją i gościa z BM'ką Jak się pie-pie-pie-pieprzą, miała nie być pierwszą lepszą Miał być kredyt, dom i dziecko i mieli razem uciec stąd A widzę to kiepsko przed nim dziewiąte piętro I już tylko nieświadomość podtrzymuje matce tętno
A tak, między nami, to, to co oni zawinili, że są tacy jacy są I widzi pani ja noszę, śmierć Na plecach noszę jak dziecko na barana Cały czas czuję na grzbiecie jej lodowaty ciężar To, to mnie bardzo zmieniło Teraz inaczej patrzę na ludzi i na życie Teraz już wiem, że nie potrafię uciec, że to koniec
Piętro ósme, on dwójkę rodzeństwa z czego brat z wózkiem Niewielka kawalerka na usta nie ciśnie uśmiech Się trzeba było wnieść, bo winda nie działa nie raz Jak na ironie sprawa nie była dla reportera Temat, wiecznie ten sam był, czy do pierwszego starczy Piętro siódme, widok matki, która bierze to na barki Osiem godzin za podatki, drugie osiem spłaci długi Tu gdzie państwo z sobą walczy i w dupie ma co kto mówi Piętro szóste, smutny walczyk, ojciec tańczył, wypić lubił Trzeźwiejąc obracał w żarty, taki efekt komuny Mówił, syn nie zapraszał ludzi, wiecznie był przypał Jak najebany stary co tydzień pod siebie sikał Piętro piąte, ciężar ambicji ciężko było podnieść I ciężar złych decyzji, chociaż wiedział jak co gdzie Grawitacja niszczy, na ironie potrzebował jej Żeby utrzymać w pionie się i żeby nie uleciał cel
(Żeby nie uleciał cel, żeby nie uleciał cel...)
Człowiek współczesny spada we wszystkich kierunkach równocześnie W górę, w dół, na boki, na kształt róży wiatrów Dawniej, spadano i wznoszono się pionowo Obecnie spada się poziomo
Cztery, to te korytarze z liceum Nie wchodziłeś w jego butach tu - to nic nie mów I chociaż nie ważne ponoć w czym, tylko dokąd Żaden nie wyrwał dziewczyny jakoś na bystre oko Trzy żaden kłopot, w tym piętrze ziomka ma tu Przynajmniej miał do czasu gdy ten wyjechał na zachód Piętro drugie kilku gapiów, chyba zapamięta twarze Choć wstukali trzy dziewiątki to nie wyjdzie z tych obrażeń
(Nie wyjdzie z tych obrażeń)
Jeden, mówiła idź przez życia po prostej A wszystko okaże się proste Czas, nie stanął w miejscu, nie zamarzło piekło To tylko te historie gdzie tłem dwunaste piętro I weź nie pytaj gdzie, kto, grunt nie wy, oni nie my I nie znałem chłopaka, to tylko story-tellingTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.