Słyszałeś o rejsie w mgle? Gondoli co grzęźnie w szkle? Kiedy ciało trzęsie się, wielu już wie, że śnię źle Mówią na mnie kat wyklęty, choć płynę tam za ich błędy W ciszy, która pali w pięty, na wirażach grani krętych Odwiedzałem takie miejsca, których demon nie odwiedza Anioł już nie ma serca, pakuje plecak Z każdą nocą się utwierdzam, ta wiedza upośledza Zabiera jak morderca część ciebie Wtedy zaczynasz grę z cieniem, wilgotne ciemne pomieszczenie A powietrze nie pachnie już tak. Powiesz, że nie? Podnieś brzemię, nie ma szans na polepienie Tego, co zniszczyło trzęsienie Cele z kości czaszek, myśli cichym spacerniakiem Echo w tańcu korytarzem, drzwi z metalu prawie nagie Posadzki spod bosych marzeń, w których rzadko brat jest bratem Rozmarzeni prości szklarze, każdy marzy, że jest ptakiem Chcą wydostać się przez kratę, w górę co kusi jedwabiem I noszą myśli skrzydlate w dal ponad archipelagiem Jeszcze gdy są na gondoli płynąc nią do przeznaczenia Wiara umiera powoli, ostatnia umrze nadzieja
REFREN Niosę wiolinowy klucz, rzeką pastelowych drzew Za plastelinowy szczyt na ziemię betonowych serc Gdzie kolorowy szum budzi ospałą krew I szary kredytowy świt znowu zawija w pleśń Czuję jak szklany nurt próbuje łapać więź A ten złowrogi zgrzyt przydusza ich na pierś Dla mnie to zapis nut do zaginionych przejść Bo z potłuczonych szyb też można zamek wznieść Dźwięki zrywanych strun powoli niszczą sieć Słyszę je blisko gdzieś zza oburzonych szkieł Cięgle trzymany kurs, precyzją zimnych pchnięć Nie czuję nic, bo wiem, że lepsze to niż brzeg Szlakiem podziurawionych płuc, czasami w śnieg czy deszcz Płacę mój własny dług, gondola kończy rejs Masz tekturowy gwóźdź ? Mam obusieczny miecz Przysiągłem donieść klucz, więc nie przeszkadzaj nieść
Nie zapamiętuje twarzy, zapamiętuje spojrzenia Milczę i pilnuję trasy, choć wielu chce los pozmieniać Trzy razy na cztery razy jestem świadkiem odrodzenia Boją się, że to oceniam, a ja wiem, że tam nic nie ma Drewno na krawędziach szkła, wokoło pajęcza mgła Ucieczka mordercza wpław - wielu nie oszczędza ran Psychika zadręcza ich, wybierają cięcia brzytw Jakby żaden nie chciał żyć. Już nieważne wejść na szczyt? A kiedyś kto by pomyślał, że strach zmusza tak do wyznań Widywałem ich w snach, w których czarne niebo błyska Zakładam, że nie znają słów aramejskiego pisma Nieistniejąca gondola i nieistniejąca wyspa Nieistniejąca podróż na nieistniejącą przystań Szklana rzeka nie istnieje jak stalowe urwiska A zdarzenia i zjawiska istnieją prawie w zapiskach Tylko ja jestem naprawdę - póki kartka jest czysta Zobacz we mnie kogo zechcesz - do zobaczenia gdzie chcesz Bo póki mi grają świerszcze, w pamięci, a rzeka szepce W ręce granat trzymam - stoję - Bóg zapomniał o zawleczce Witam gości - jak kapitan - tego balu na żyletce
REFREN Niosę wiolinowy klucz, rzeką pastelowych drzew Za plastelinowy szczyt na ziemię betonowych serc Gdzie kolorowy szum budzi ospałą krew I szary kredytowy świt znowu zawija w pleśń Czuję jak szklany nurt próbuje łapać więź A ten złowrogi zgrzyt przydusza ich na pierś Dla mnie to zapis nut do zaginionych przejść Bo z potłuczonych szyb też można zamek wznieść Dźwięki zrywanych strun powoli niszczą sieć Słyszę je blisko gdzieś zza oburzonych szkieł Cięgle trzymany kurs, precyzją zimnych pchnięć Nie czuję nic, bo wiem, że lepsze to niż brzeg Szlakiem podziurawionych płuc, czasami w śnieg czy deszcz Płacę mój własny dług, gondola kończy rejs Masz tekturowy gwóźdź ? Mam obusieczny miecz Przysiągłem donieść klucz, więc nie przeszkadzaj nieśćTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.