[SPR] Szczerze mówiąc, bezsenność - pojęcie mi obce Zasypiam bez Persen Forte, po prostu śpię dobrze Ale opowiem wam historię, wiem lubię Od tematu odbiec, po prostu nie lubię pieprzyć ciągle O tym samym, wciąż te same cztery ściany Ja pierdole... Dygresja - OK, ale bez przesady Przepraszam, głupi nawyk, mam tak w naturze, ale Miało być o bezsenności, a nie o architekturze Ale dobra, a więc pewien lunatyk, obudził się w nocy I patrzy, (ale nie... to wesoła historia, Inny bit jakiś, daj mi coś... Pasuje? Może być? Tak, jasne! Pasi, pasi!) A więc, pan lunatyk, koleś w średnim wieku Inteligentny, niedoceniany, magister znaczy Uzależniony od leków, na łeb zjebany I od pornografii, nimfoman znaczy, niby Porządny, a tu taka świnia, coś jak w "Ja, Irena, i Ja" Rozdwojenie jaźni, miał taki nawyk rzadki Co nie sprzyjał mu, nie była też dumna rodzina, bo gdy Dostawał sraczki, obsrywał sąsiadom wycieraczki Kto to wytrzyma? Lecz to nie była jego wina W końcu trafił do psychiatry, taki finał, ziomek By skumać tą historię masz do popisu wielkie pole Bo nie ma ona sensu, co ja dzisiaj pierdole! A co dalej nieważne, ważne, że siedziałeś wbity w krzesło Z uszami jak satelity, słuchając co się stanie z tym panem Więc zrobiłem zwałę, a nie nudno nawijałem Bo wtedy dopiero byś zasnął, a to nie o tym kawałek Ale dobra, bit zmień mi, na ten pierwszy, bo wejdzie James i Nawinie pewnie jakieś poetyckie wersy jak Szekspir Dawaj do kabiny Pirat, masz okazję się popisać Ja idę spać, narka, bo już przed majkiem zasypiam
[Pirat] To jedna z tych nocy kiedy sumienie wygrywa z Morfeuszem Stoję przed lustrem, sam przed sobą udając skruchę Wiesz, próbuję zasnąć, lecz powieki łamią grawitację mi Wspomnienia warte tyle co nie, lecz dziś Pióro parzy ciągnąc po policzkach swe dłuto Wiem, już późno, ale czas nie goi ran jak kiedyś I jak wtedy znów wznoszę modły na próżno Byś wróciła do mnie zanim wszystkie uczucia w nas umrą I co? Zostałem sam w epicentrum tego horroru Co mam z życia? Chyba tylko pięć liter na nagrobku To nie wiara, (to nie wiara), to ból zmusił mnie do hołdu By oddać pokłon bogom, gdzieś na południe od bloków Miałem jakieś 17 lat, a pióro łzawi Jak ja wtedy, kiedy wzrok sypał mi sól na wargi Czasem ciężko mi zapomnieć o pani Która zabiła uczucia, zrobiła mi z serca Katyń Dziś już wiem, że ten zachód nie był warty zachodu Tak jak flaszka, bo to żadna frajda spadać ze schodów Wiem, czasem lekarstwo to już bardziej trucizna Jak wylewam się nad kartką i wlewam do kieliszka Wódkę jak Paracetamol, by ten ból z siebie wyrzygać Chociaż pewnie wiesz, że kac nie smakuje jak morfina Chcesz żyć, a jesteś bez grosza wiedząc, że życie to dziwka Inni pierdolą życie, przejebane widzieć to z bliska Kukułka krzyczy - już trzecia A ja siedzę i piszę jakbym chciał wygrać przetarg na sen Ale to jak mazać tatuaże - nic nie wskóram To już szósta - znów mówi mi ta sama kukułka Więc lepiej skończę, bo kawałek miał być o nocach A mamy już nowy dzień, wieczorem opowiem od nowa ci Jak to jest, bo wątpię by tylko mi brakło sił Ale źle myślisz, bo mylisz się myśląc, że nie mam nicTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.