Ze Wschodnich Prus uciekali prawie wszyscy, Armia Czerwona parła naprzód żądna krwi, uchodźców tłum głębił się przed portem w Gdyni, skąd Wilhelm Gustloff miał niebawem w morze wyjść, styczniowy mróz kąsał niecierpliwe twarze, każdy na pokład wedrzeć się czym prędzej chciał, żołnierze i nazistowscy dygnitarze, kobiety, starcy, dzieci - statek pękał w szwach.
Ktoś toast wzniósł za Rzeszę i Führera, gdy Gustloff brnąc przez noc na zachód zmierzał już, strach zmienił się w nadzieję ocalenia, spokojniej czas odmierzał ukojony puls, wtem silny wstrząs w umysłach pożar wzniecił, sowiecka łódź podwodna miała łatwy cel, torpedy trzy - jak pocałunek śmierci, dopadły swą ofiarę czując świeżą krew.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.