Puchowy śniegu tren W krąg roztoczył lśnień czary Dźwięczą sanek janczary Miasto spowił już sen
A przez ulicy cieśń Zdobną w śniegowe szaty Jedzie panicz bogaty Nucąc wesołą pieśń
A wtem do sań podbiega Dziewczyna, niosąc bzy Do jej łachmanów brzega Przymarzły śnieżne skry
Wyciąga drżące łonie W śniegowych płatków rój I cichy szept jej wionie Kup kwiaty, panie mój
Pan wstrzymał sani pęd I wprost spojrzał jej oczy A w tych oczu roztoczy Dostrzegł piękno i smęt
Wziął bzu zmarznięty kwiat Potem rzekł: siadaj przy mnie Już skostniałaś na zimnie Ja ogrzeję cię rad
I zawiózł ją do siebie Gdzie było ciepło tak Gdzie świecił, jak na niebie Pająków gwiezdny szlak
Posadził u kominka I szepnął, jak we śnie A teraz, niech dziewczynka Całuje mocno mnie
Gdy, u sypialni wrót Już z niej spadły łachmany Blask jej ciała różany Zalśnił przed nim, jak cud
W ramiona porwał ją Odurzyły go zmysły Na jej ustach zawisły Jego usta, co drżą
Lecz, kiedy błysnął ranek I zcichła burza krwi Znudzony już kochanek Dziewczynie wskazał drzwi
Odziała swe łachmany Jak kazał pan, jej kat I niby pies wygnany Szlochając, poszła w świat
Aż raz, po paru dniach Panicz siadał w swe sanie Wtem usłyszał szeptanie Za krtań chwycił go strach
Śród białych, śnieżnych pól Ona cicho leżała Na pół żywa, zsiniała A w jej oczach tlił ból
Pan spojrzał na nią z góry Zrobiło mu się żal Zły trochę i ponury Pojechał w śnieżną dal
A gdy mrok nieobjęty Na śpiące miasto legł Dziewczyny trup zmarznięty Przysypał miękki śnieg Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|