Patrick Bow krew z krwi kość z kości jeden z tych gości w którym nie gości litości i nie gości miłość i nie gości współczucie gości w nim nienawiść wspaniałe uczucie
nie dał rady uciec bolało serca kłucie musiał zrobić odwet na każdej głupiej dupie nie myślał o trupie wolał maltretować z trupem jest problem trzeba go zakopać
kiedyś taki nie był przeszedł metamorfozę załamanie przeżył i teraz lata z nożem kolejny z tych stworzeń zmienionych przez innych wyrwali mu korzeń i udają niewinnych
zakochiwał się w sekundę i w sekundę laskę tracił był dla nich tylko kumplem jednym z przybranych braci był dal nich zabaweczka wodziły go za nos mała marionetka śnił o nich co noc
masarze przytulanie buziaczki w policzki niewinne dotykanie czasem lizanie cipki suki ogrodniczki nie wezmą i nie dadzą kobiet innych wszystkich jakoś tak nie trawią
równo szóstego grudnia ostatnia powiedziała że życie jej utrudnia że na oku kogoś miała no i nić się zerwała i w głowie myśl powstała że ta co go olała będzie bardzo cierpiała
w dzień przed świętami chyba to był czwartek umówił się z dupami by połamać opłatek mieszkał sam w domu chyba gdzieś od roku nie mówił nic nikomu i miał tam parę lochów
opłatki połamane życzenia złożone przez opłatki odurzone i do lochów zniesione dziesięć lochów dziesięć ofiar hemeralopia wszystkie naraz porwał prawdziwa utopia
zadzwonił do byłych od każdej dziewczyny że do szpitala trafiły bo sobie coś zrobiły na parkingu pod szpitalem na każdego się zaczaił w łeb każdy dostał pałę lecz żadnego z nich nie zabił
do lochów ich zabrał i podał im narkozę do naga ich rozebrał i wyciągną swoja kosę odcinał po kolei język uszy oraz dłonie jaja z penisem oddzielił oczy wydłubał spokojnie
w sylwestra hojnie przyszył martwe organy usta zaszył oczy zaszył i wypuścił rozebranych żaden z nich nie wiedział jak wyglądał napastnik nikt nie wiedział nie powiedział wiec nie było się co martwic
teraz już mógł karcić wszystkie swoje panny po kolei gwałcić i zadawać lekkie rany miał cały rok do następnych świąt gdy słyszały jego krok wiedziały że nadchodzi zmrok
wbite paznokcie w ścianę i na ścianie połamane krwią ściany zabryzgane z zakrzepniętą wymieszane włosy krwią zafarbowane po gwałcie głaskane po chwili znów targane jego myśli wciąż rozchwiane
karmił je słodyczami taką miały terapie cukierkami ciasteczkami czasem wpierdalały karpie siedział na kanapie i śpiewał im kolędy czasem fazę łapie i myśli że jest święty
wzrok obłędny na psychopatę szyty znak przeklęty na piersi ich wyryty rdzą nóż pokryty z krwi nigdy nie myty teraz zdobywa szczyty a kiedyś taki skryty
mija długi rok i nadchodzą piękne święta wypuszcza je w tą noc którą każda zapamięta klękają bydlęta śpiewają pasterze Patrick Bow spokojny ziom ukryte zwierze
puszczał dziennie im piosenkę jak płyta zacięta od niej żadna nie ucieknie kiedy przyjdą święta wszędzie w telewizji radiu nawet w internecie gdy przyjdzie okres świąt wszędzie będzie lecieć
musi im przypomnieć kto im to zrobił seria ciężkich wspomnień wołały by je zabił lecz on je zostawił i wiadomość dla innych żeby się nie bawić takim uczuciem silnym
z miłości w nienawiść przejść można szybko z uczuć ograbić i zabrać wszystko i zmienić w psychopatę który karmi się strachem i przepraszam nic nie warte kiedy serce rozdarteTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.